24 TEORIA, KRYTYKA I HISTORIA LITERATURY
Często proponowany sposób wyjścia — twierdzenie, że nie musimy oceniać, że wystarczy posłużyć się kryteriami z epoki, że trzeba zrekonstruować i stosować system wartości z okresu, jaki badamy — prowadzi donikąd. Postaram się iiie tylko udowodnić, że nie potrafimy z całą pewnością odtworzyć tych kryteriów i że stajemy wobec nieprzezwyciężonych trudności, ilekroć chcemy upewnić się, co Szekspir zamierzył w swoich sztukach, jak je sam pojmował, jak rozumiała je publiczność elżbietańska. Różne szkoły badawcze różnymi drogami usiłują dojść do tego dawnego znaczenia: E. E. Stoli jest wyznawcą rekonstruowania konwencji scenicznych, K. Tuve odwołuje się do praktyki retorycznej oraz do tradycji liturgicznych i ikonograficznych, inni przysięgają ma autorytet New English Dictio-nary, jeszcze inni, jak J. Dover Wilson, są święcie przekonani, że „drzwi do warsztatu twórczego Szekspira staną otworem”, gdy wykryją wszystkie niekonsekwencje w interpunkcji i porządku wersów na podstawie dowodów bibliograficznych itd. W rzeczywistości, rekonstruując ocenę krytyczną z epoki, odwołujemy się do jednego tylko kryterium, to znaczy, kryterium sukcesu u współczesnych. Jeśli jednak zbadamy historię literatury w świetle rzeczywistych opinii z epoki, przekonamy się, że nie możemy ich przyjąć jako norm oceny. Gdybyśmy istotnie znali poglądy Anglików, na przykład z końca XVIII wieku, na współczesną im literaturę, zdziwilibyśmy się ogromnie, okazałoby się, że zdaniem Davida Hume’a Epigoniada Wilkiego jest na miarę Homera i że Nathan Drakę wyżej cenił Cavalry Cum-beTlanda niż Raj utracony Miltona. Rzecz jasna, przyjmując oceny z epoiki, musimy dobnze orientować się w całym tym chaosie opinii: kto kogo ocenia, dlaczego i kiedy? Prof. Geoffrey Barraclough, wypowiadając się podobnie przeciw historykom, którzy zalecają badania raczej „rzeczy, jakie były -kiedyś ważne, niż tych, jakie są ważne dziś”, radzi im, by zajrzeli, na przykład, do trzynastowiecznych kronik, „tej posępnej panoramy cudów, burz, komet, zaraz, klęsk i innych nadzwyczajności”.19 Jest rzeczą oczywistą, że kryteria z epoki nie mogą być dla nas wiążące, nawet jeśli zdołamy je zrekonstruować i znaleźć najmniejszy wspólny mianownik dla wszystkich ich odmian. Nie wolno nam też wyzbyć się naszej własnej indywidualności ani zrezygnować z lekcji, jaką dała nam historia. Kazać nam interpretować Hamleta w kategoriach hipotetycznych poglądów Szekspira
19 History in a Changing World, Norman, Oklahoma 1956, s. 22.
czy jego publiczności to kazać nam zapomnieć o trzystu latach historii, to zabronić korzystania z intuicji Goethego i Coleridge’a, to zubożyć dzieło o te znaczenia, którymi się nasyciło i które skupiło w sobie wraz z biegiem historii. Z drugiej strony historia ta, choć pouczająca, też nie może nas obowiązywać, jej autorytet podlega tym samym zastrzeżeniom co autorytet ludzi współczesnych pisarzowi. Po prostu w żaden sposób nie można uchylić się od oceny, od naszej własnej oceny. Nawet ..werdykt wieków” to nic innego jako tylko zebrane jądy innych czytelników, krytyków, widzów czy nawet profesorów. Jedynie słuszną i. prawdziwą metodą postępowania jest uczynienie tej oceny możliwie obiektywną. Musimy zrobić to samo, co robi każdy naukowiec i badacz: wyodrębnić przedmiot badania, w naszym jjrzypad^ literacki^ poddać je wnikliwej kon
templacji, zanalizować je, zinterpretować i wreszcie ocenić, opierając się nalcryteriach zweryfikowanych i podbudowanych tak obszerną wiedzą, tak ścisłą obserwacją, tak wyostrzoną wrażliwością, tak rzetelną oceną, na jakie nas tylko stać.
Dawnego absolutyzmu nie da się utrzymać; pod naporem doświadczeń, jakie daje kontakt z wielką różnorodnością dzieł sztuki, trzeba zrezygnować z jednego, odwiecznego, wąsko zdefiniowanego miernika oceny; z drugiej strony jednak całkowity relatywizm jest też nie do utrzymania, gdyż wiedzie do obezwładniającego sceptycyzmu, do anarchii wartości, do przyjmowania starej błędnej maksymy: de gus-tibus non est disputandum. Relatywizm historyczny zalecany przez Auerbacha jako panaceum nie jest żadnym wyjściem z sytuacji: rozszczepia on pojęcie sztuki i poezji na niezliczoną liczbę fragmenci-ków. Relatywizm w sensie negowania wszelkiego obiektywizmu można obalić wielu argumentami: analogią do etyki i nauk ścisłych, istnieniem zarówno imperatywów estetycznych, jak i etycznych oraz prawd naukowych. Całe nasze społeczeństwo opiera się na założeniu, że wiemy, co to jest sprawiedliwość, a nasza nauka na założeniu, że wiemy, co to jest prawda. Nasze nauczanie literatury w rzeczywistości również opiera się na imperatywach estetycznych, nawet jeśli nie czujemy się nimi tak bardzo związani i jeśli wahamy się, czy wypowiadać otwarcie te założenia. Nieszczęściem nauk humanistycznych — w tej mierze, w jakiej zajmują się sztuką i literaturą — jest ich zbytnia powściągliwość w wysuwaniu tych samych roszczeń, jakie formułuje się w odniesieniu do prawa i prawdy. W rzeczywistości wysuwamy te roszczenia, gdy mówimy naszym studentom