On tylko, z ponadżlebnych krawędzi,
Kędy, sam, w głębiach nocy się pnie,
Na mórz skrwawionych głuchą balladę I na krzyk trwogi rannego ptaka —
On tylko swoją może zadumę Dać ciężką, głowę zamknąwszy w dłoń — I jęk, co padnie w otchłań bezdenną, Która go dzieli od reszty świata —
Od niw radosnych i mórz tych krwawych, Kędy, mrąc, leci zraniony ptak.
BÓL FATALNY
Adamie! ojcze w grzechu! grzech twój cierpię! Grzech i klątwa mnie twa w otchłań ściga! Darmo duszę swoją chwytam w ręce — Darmo ją chcę wdusić w trumnę piersi —
Jak drapieżny ptak pierś mi rozrywa Swych pazurów groźbą i popłochem —
Z rąk mi pierzcha — przez ramiona spływa Jak olbrzymia, pasożytna grzywa —
Jak niewyczerpana nigdy łez kaskada —
I bez chwili ciszy pada w bezmiar —
1 ostatnie fale z żył mych toczy,
By spadały wiecznie w otchłań szlochem —
I wciąż nowe bije mi do serca —
I zanurza je w tej krwi ofiarnej —
By je wyżąć w szale rąk jak szmatę —
By nie znało chwili odetchnienia —
.Jednej chwili ciszy! — Wieczna męka!
Ból tworzenia cierpię — Ojcze w grzechu! Ach, i nigdy bólu nie wyczerpię!
Konieczności bicz nieubłagany
Gna mnie z trudu w trud zapału furią —
287