Clement Greenberg
Jeżeli awangarda naśladuje procesy sztuki, kicz, jak widzieliśmy, naśladuje jej skutki. Zwięzłość tej antytezy nie jest wykombinowana. Ujmuje ona i określa ogromny dystans, jaki dzieli dwa tak równoczesne kulturalne zjawiska jak awangarda i kicz. Dystans ten, zbyt wielki, aby mogły go przezwyciężyć różne odcienie popularnej „nowoczesności” i „nowoczesnego” kiczu, odpowiada społecznemu dystansowi, a ten zawsze istniał i w formalnej kulturze, i wszędzie w cywilizowanym społeczeństwie; dwa krańce zbliżają się do siebie i oddalają zależnie od większej czy mniejszej stabilizacji danego społeczeństwa. Zawsze istniała po jednej stronie mniejszość ludzi potężnych i dzięki temu wykształconych — a po drugiej wielka masa wyzyskiwanych i ubogich — i przez to ciemnych. Kultura zawsze należała do pierwszych, podczas gdy drudzy musieli zadawalać się albo sentymentalną sztuką ludową, albo kiczem.
W ustabilizowanym społeczeństwie, które funkcjonuje dostatecznie dobrze, aby zawieszać rozwiązanie sprzeczności między klasami, kulturalna rozbieżność nieco się zaciera. Pewniki drogie nielicznym znajdują uznanie u wielu. Ci ostatni wierzą przesadnie w to samo, w co poprzedni wierzą trzeźwo. W takich dziejowych momentach masy są zdolne podziwiać i cenić kulturę ich panów, choćby była na najwyższym poziomie. Stosuje się to przynajmniej do kultury plastycznej, dostępnej dla wszystkich.
W średniowieczu plastyk, przynajmniej pozornie, przyjmował najniższe wspólne mianowniki codziennego doświadczenia. Pozostało tak nawet do siedemnastego wieku. Można było naśladować powszechnie przyjętą, pojęciowo uporządkowaną rzeczywistość, jej ładu artysta nie mógł podważać. Temat dzieła sztuki był przepisany przez tych, co zamawiali dzieła, nie tworzono ich jak w mieszczańskim społeczeństwie na zasadzie spekulacji. Właśnie ponieważ treść była dana z góry, artysta miał wolne ręce i mógł skoncentrować się na swoich środkach. Nie musiał być filozofem czy wizjonerem, ale tylko i wyłącznie sztukmistrzem. Jak długo istniała powszechna zgoda co do najbardziej wartościowych tematów sztuki, artysta był wolny od konieczności zdobywania się na oryginalność i inwencję w swoim „materiale”, a mógł poświęcić całą swoją energię formalnym problemom. Jego środki stały się dla niego, prywatnie, zawodowo, treścią jego sztuki, tak jak dzisiaj dla abstrakcyjnego malarza środki są publicznie treścią jego sztuki, z tą różnicą jednak, że średniowieczny artysta nie mógł zdradzać na zewnątrz tych swoich zainteresowań — musiał w wykończonym, oficjalnym dziele hamować i podporządkowywać osobiste oraz zawodowe pierwiastki.
Jeżeli jako zwykły członek chrześcijańskiej wspólnoty wzruszał się i przejmował tematem, przyczyniało się to tylko do wzbogacenia znaczeń dostępnych publiczności. Dopiero w Renesansie wolno jest ujawniać osobiste pierwiastki — ale w granicach tego, co powszechnie zrozumiałe. I tylko z Rembrandtem zaczynają się pojawiać „samotni” artyści, samotni w swojej sztuce. Nawet jednak w epoce Renesansu, podczas gdy sztuka zachodnia starała się wydoskonalić swoją technikę, zwycięstwa na tym polu mierzono wynikami w realistycznym naśladownictwie, bo brak było innego obiektywnego kryterium. W ten sposób masy nadal znajdowały w sztuce swoich panów przedmiot admiracji i podziwu. Nawet ptaszek dziobiący owoce na obrazie Zeuxisa mógłby przyświadczyć.
Jest to już komunał, że sztuka staje się dla ogółu kawiorem, z chwilą kiedy naśladowana przez nią rzeczywistość nie odpowiada już nawet w przybliżeniu rzeczywistości uznanej przez ogół. Nawet wtedy wszakże gorycz, jaką może odczuwać zwykły człowiek, bywa przygłuszana przez trwożny szacunek dla mecenasów tej sztuki. Tylko kiedy człowiek jest niezadowolony z utrzymywanego przez nich społecznego porządku, zaczyna krytykować ich kulturę. Wtedy plebejusz po raz pierwszy znajduje odwagę wypowiadania otwarcie swoich opinii. Każdy, od politykiera z Tamma-ny Hall do austriackiego pokojowego malarza, sądzi, że ma prawo do własnej opinii. Najczęściej spotykamy niechęć do kultury
51