PRZEDMOWA DO DRUGIEGO WYDANIA
Nie współczesnym, nie rodakom — ludzkości przekazuję me ukończone obecnie dzieło w przekonaniu, że będzie dla niej nie bez wartości, nawet gdyby wartość tę późno dopiero miała poznać, a taki los spotyka zazwyczaj wszystko, co dobre. Albowiem tylko dla ludzkości, a nie dla przemijającego, zajętego swym doraźnym szaleństwem pokolenia, umysł mój mógł, niemal wbrew mojej woli, przez całe długie życie nieustannie oddawać się swojej pracy. Wątpliwości co do wartości tej pracy nie zrodził w tym czasie nawet brak zainteresowania nią, oglądałem bowiem stale, jak powszechnym podziwem i czcią otoczone były rzeczy fałszywe, niedobre, a w końcu absurdalne i bezsensowne *, myśląc sobie, że gdyby nie byli tak rzadcy ludzie zdolni rozpoznać to, co prawdziwe i słuszne, iż trzeba parę dwudziestoleci daremnie rozglądać się za nimi, nie byłoby też tak mało tych, którzy potrafią je stworzyć, tak, by dzieła ich stanowiły kiedyś wyjątek pośród przemijających rzeczy doczesnych; przez to zaś zagubiła się podnosząca na duchu perspektywa przyszłych pokoleń, której do wzmocnienia potrzeba każdemu, kto wyznaczył sobie szczytny cel. — Kto poważnie traktuje i uprawia jakąś sprawę, która nie służy korzyści materialnej, ten nie
Filozofia heglowska może liczyć na zainteresowanie współczesnych. Ujrzy natomiast przeważnie, że na świecie zapanowały tymczasem w tej sprawie pozory i święcą swój triumf. I tak jest dobrze. Albowiem samą sprawę trzeba uprawiać ze względu na nią samą, inaczej się nie uda, ponieważ wszelki zamiar wniknięcia w sprawę jest zawsze niebezpieczny. Stosownie do tego historia literatury świadczy nieustannie, że trzeba wiele czasu, by coś wartościowego zyskało uznanie, zwłaszcza jeśli ma charakter dydaktyczny, a nie rozrywkowy; a dotąd kwitło ujęcie fałszywe. Albowiem pogodzić rzecz samą z jej pozorem jest sprawą trudną, jeśli nie niemożliwą. Na tym polega przecież przekleństwo świata, na którym panują nędza i potrzeba, że wszystko musi im służyć i odrabiać pańszczyznę; dlatego właśnie nie jest on tak urządzony, by mogło w nim bez przeszkody rozkwitać i istnieć ze względu na siebie samo jakiekolwiek wzniosłe dążenie, np. do światła i wiedzy. Przeciwnie, jeśli nawet zdarzyło się kiedyś, że dążenie takie zdołało się utrzymać i przez to wprowadzone zostaje jego pojęcie, to wkrótce też interesy materialne i cele osobiste nad nim zapanują, aby zrobić z niego swoje narzędzie lub swą maskę. Stosownie do tego, kiedy Kant podniósł znowu prestiż filozofii, stała się ona też niebawem narzędziem celów, państwowych od góry, osobistych od dołu; nawet jeśli, ściśle biorąc, dotyczy to nie jej, lecz sobowtóra, który za nią uchodzi. Nie powinno nas to nawet dziwić: albowiem niewiarygodnie wielka liczba ludzi nie jest, zgodnie ze swą naturą, zdatna w ogóle do jakichkolwiek innych celów niż materialne i pojąć ich nie potrafi. Dlatego dążenie do prawdy jest dążeniem nazbyt wysokim i zbyt ekscentrycznym, by można było oczekiwać, że wszyscy, wielu, ba. choćby niektórzy rzetelnie wezmą w tym udział. Patrząc na zachodzące teraz właśnie w Niemczech uderzające ożywienie, powszechną