cza i lęku, litości i bólu, jego materialny ciężar odczuwa każdy, kto wychowany został w chrześcijańskiej tradycji i nie oderwał się od niej całkowicie.
Tak samo jest z symboliką polskiej literatury romantycznej. Werset z Dziadów o przyszłym wodzu, którego imię czterdzieści i cztery, był magiczną formułą budzącą rzeczywiste, choć irracjonalne nadzieje, był formułą nadziei, nadzieją samą. Obraz. Polski *—■ Chrystusa umęczonego między dwoma łotrami -— był nie tylko poetyckim obrazem. Całe pokolenia formowały na nim swe pojęcia polityczne; odżywał tylekroć, gdy sytuacja była na tyle beznadziejna, iż postawa irracjonalna dawała najwięcej pociechy. Wywoływał zbiorową egzaltację. Odłączył się od poetyckiego kontekstu. Powtórzyli go po stokroć okolicznościowi epigoni, powieliła go grafika użytkowa w ulotce, w afiszu, w kalendarzowej rycinie, ukazano go po tysiąckroć w żywych obrazach podczas wieczorynek patriotycznych w galicyjskich miasteczkach. Jeszcze dziś podobno spotkać się z nim można np. pośród amerykańskiej Polonii, choć czas i oddalenie od kraju musiały zeń uczynić tylko konwencjonalną sztampę. W poezji pozostał stylistyczną figurą.
Podobnie dzieje się z bohaterami literackimi. Dzieje każdego bohatera literackiego polegają na jego przemianie w mit, który żyje w Świadomości kulturalnej niezależnie od dzieła, które go stworzyło. Osobliwością polskich bohaterów literackich jest to, iż przemienili się w mity polityczne. Nie od razu zapewne. Początkowo Gustaw był po prostu mitem nieszczęśliwego kochanka, jak Werter. Lucjan Siemieński pisze w swoich wspomnieniach, że dla jego rówieśników lektura Dziadów była wzruszeniem sentymentalnym, dreszczem metafizycznym, podobnie jak dla generacji fin de siecle ’u lektura Przybyszewskiego:... Niejeden gorzał dla idealnej kochanki, z którą nigdy słowa nie mówił; gotów był nawet zasztyletować się pod jej oknem, gdyby ńie ten przeklęty egzamin... Niejeden biegał na cmentarz zaklinać duchy w nadziei, że mu się jaki pokaże i przyniesie nowiny z tamtego świata. Taka była reakcja na Mickiewicza w czterdziestych latach ubiegłego stulecia. Komuż przyjdzie do głowy w drugiej połowic tego wieku traktować Gustawa jako swoisty wzór uczuciowy, a obrzęd „dziadów" jako trick guślarski! Mit psychologiczny i metafizyczny zdążył przemienić się w polityczny, podczas gdy życie w owej drugiej połowie wieku stało się o wiele mniej polityczne niż w pierwszej, w latach poprzedzających Wiosnę
Ludów. Upolitycznienie mitów literackich dokonało się wraz z przejściem ideologii narodowej w sferę mitu.
Odnosi się to nie tylko do literatury romantycznej. Pisarze pozytywizmu i neoromantyzmu zajęli w świadomości narodowej miejsce romantyków, choć zupełnie różne były sposoby ich wypowiedzi. Wszak programowe powieści Prusa, Sienkiewicza i Żeromskiego czytano nie jak utwory literackie, lecz... Zresztą oddajmy głos apologecie: [...] chłop polski dawał na mszę za duszę Podbipięty — pisał Ignacy Chrzanowski. — [...] Strach pomyśleć, [...] czym bylibyśmy bez niej [tj. Trylogii — przyp. A.K.]. [...] Żaden inny utwór literatury naszej, ani Mickiewicza, ani Słowackiego, ani Krasińskiego, ani Wyspiańskiego nie odegrał [...] tak wielkiej roli w procesie uświadomienia narodowego, bez którego byśmy nigdy nie odzyskali niepodległości, jak „ Trylogia" Sienkie-tSEzdTZe wszystkich jego czynów — to jego czyn największy, nieśmiertelny nie tylko w historii literatury naszej, ale i w dziejach życia narodowego, w dziejach naszego zmartwychwstania: dzięki „ Trylogii" jest Sienkiewicz jednym z najzasłużeńszych ładowników tego fundamentu, na którym stanął [...] gmach państwa [,..]IS. [Podkreślenia A.K.].
Według Chrzanowskiego potwierdzeniem wartości dzieła literackiego jest ucieleśnienie jego symboli i postaci („chłop dawał na mszę za duszę Podbipięty"), zatarcie granicy między fikcją a rzeczywistością, przejście twórczości w sferę czynu. Było to w gruncie rzeczy marzenie surrealistów. Nie jest to wcale paradoks: surrealizm jest skrajną postacią romantyzmu, który we Francji długo wyzwalał się spod klasycznej dominacji, w Polsce zaś, pod wpływem szczególnych warunków, przybrał taką właś-
** I. Chrzanowski, Studia i szkice. Rozbiory i krytyki. Kraków 1939. (Dopisek wydawcy: Źródło powyższych cytatów zostało błędnie wskazane. Podobne słowa nie widnieją w przy-wgimym zbiorze Chrzanowskiego. Kijowski zaczerpnął je najprawdopodobniej z innej publikacji, a mianowicie z przedrukowanego przez Tomasza Jodełkę w tomie Trylogia Henryka $,umkumcza. Studia, szkice, polemiki. Warszawa 1962 — artykułu tegoż Chrzanowskiego. T tym jednak szkopuł, że Jodełka — skądinąd uhonorowany za osiągnięcia edytorskie Kigrodą im. Włodzimierza Pietrzaka — poczynał był sobie z tekstem Chrzanowskiego tiadrr bezceremonialnie. Po pierwsze, przeinaczył tytuł artykułu z Co nam dala Trylogia iunktemcza na Co dala Trylogia. Po wtóre, nic powiadomił czytelników, iż prezentuje nic aiotf bynajmniej, lecz tylko urywek owego artykułu. A po trzecie, podał do druku zakoń-urruc, którego wcale nie ma w tekście oryginalnym — por. „Głos Narodu” 1933 nr 305-307. Orół przede wszystkim na ten ustęp końcowy powołuje się Kijowski w swych wywodach. Trudno więc orzec, czy aby na pewno cytuje Chrzanowskiego autentycznego. Niewątpliwie irdoak wina za to zamieszanie obciąża konto Jodełki.)
41