- Pamiętam - potwierdziłam. - Rozmawiałyśmy o tym. Ale powiedziałaś, że nie masz pewności. I że nie ma co się tym przejmować.
- Wiem, wiem. - Zastanowiła się, po czym pokręciła głową. - Nie. - Wydawała się przekonana. - Nie, nie mam pojęcia, jak by to się miało łączyć z Majorem.
- Może Major jest dilerem pyłu - zasugerowałam podekscytowana.
Ale Tonio pokręcił głową i roześmiał się krótko.
- Niemożliwe. Coś takiego wymagałoby mnóstwa pracy. Sieci, pracowników, podróży. No i pieniędzy. I to dużych. A Major jest co prawda żądny władzy, ale nie pracuje, jeśli nie musi, i nie wydał ani centa na coś, co nie gwarantowało pewnego zysku. A nawet gdyby interes był pewny, to pieniądze musiałyby zwrócić się po stokroć, żeby Majorowi się chciało. Jedynym celem Majora jest dobro Majora i nie wiem, jak ktokolwiek mógłby go przekonać do czegoś, co wiązałoby się z ryzykiem, że wejdzie w konflikt z prawem.
Ale mnie nadal podobał się mój pomysł.
- Mówiłaś, że podróżował - zwróciłam się do Floss.
Ta prychnęła.
- Ale pewnie ta wasza Alabama czy Grecja były bardziej prawdopodobne niż Kraina Magii.
- Był taki zajęty utrudnianiem nam życia - zauważył Max - że nie wiem, kiedy miał znaleźć czas na zebranie tylu napojów i pyłu, nie mówiąc już o stworzeniu siatki dystrybutorów?
- I żeby się miał przedostać sam, używając jako paszportu nienawiści? - powątpiewał El Jeffery. - Poza tym mógłby sobie zrobić krzywdę.
Postukał szponem w stół, by podkreślić swoje słowa.
Nicholas wziął mnie za rękę. Trącił nogą moją stopę - taki słodki kopniaczek. Obie te rzeczy kompletnie wypchnęły Majora z mojej głowy. Podsunęłam krzesło tak blisko Nicholasa, że czułam jego ciepło i mocno trzymałam go za rękę. Uśmiechnął się szeroko.
- Wyluzuj, Persja. Jesteśmy bezpieczni. Nie czujesz?
Tonio skinął głową i dodał:
- Słuchaj Nicholasa. To mądry chłopak.
Max uśmiechnął się od ucha do ucha i nawet puścił do mnie oko.
Przekaz był jasny. Wszyscy byli spokojni i rozluźnieni. Skoro oni tak mogli, to uznałam, że ja też, i ścisnęłam palce Nicholasa na potwierdzenie.
Do naszego stołu podeszli wysoki, szczupły, eteryczny mężczyzna, a za nim przysadzisty, pękaty dżentelmen.
- Floss! - zawołał ten wysoki. - Jesteś w domu. Wiedziałem! Przyszedłbym wcześniej, ale byłem potrzebny w kuchni.
- Jeśli byłeś w kuchni, to był to dobrze spędzony czas. Jedzenie było cudowne. - Wskazała nas wszystkich. - Przyprowadziłam przyjaciół.
A potem skinęła w stronę mężczyzn.
- A to bracia, po których nazywa się to miejsce1. Bron - wskazała wysokiego - i Rohan.
Wymieniliśmy imiona, a potem Nicholas zadał oczywiste pytanie:
- Bracia?
Rohan się roześmiał.
- Z nazwy.
121
Dau (celtycki) - dwaj; hermanos (hiszp). - bracia (przyp. red.).