wali się kamieniami, ale większość z nich nie trafiała do celu. Zrejterowałi więc z placu boju i ukryli się za oknami. Gospodarzom zadowolonym, źe chrzest bojowy wypadł tak pomyślnie, też odszedł zapał wojenny.
— Atom atomem, ale taki luk, to też niegłupia broń — powiedział Milordziak.
ROZDZIAŁ czwarty
Nazajutrz odwiedził Dzyndzylaki prezes Skubany.
— Świetnie! Znakomicie! — zachwycał się oglądając chaty i ich mieszkańców. — Zrobicie prawdziwą furorę. Już skierowaliśmy pierwsze oferty do zagranicznych biur podróży. Teraz czekamy na pierw-sze zgłoszenia.
— Mieszkać w tych kurnych chatach niepodobna. Dym wyżera oczy, ani ugotować, ani uprać, bo pralki pozabieraliście — skarżyły się kobiety.
— Cni nam się za normalną odzieżą. A już te kalesony z nie wyprawionej skóry, to diabelski wynalazek — powiedział Kulfoniak i cicho jęknął.
—- Zaręczam wam, że naprawdę warto się pomęczyć. Sezon turystyczny zleci szybko, a zarobicie przecież ładny grosz — pocieszał strapionych prezes.
Oglądając wszystkie obejścia, czynił jeszcze ostatnie uwagi, W chacie Milordziaka zainteresował się starym dziadkiem. Senior rodu z powodu podeszłego wieku leżał na posłaniu ze słomy i co chwilę wydobywał z siebie dziwne dźwięki, coś jakby ple-ple-ple lub kle-kle-kle.
Co wasz dziadek mówi?— zainteresował się Sku
bany.
— On śpiewa — wyjaśnił syn — ma wesołe usposobienie. W młodości śpiewał po weselach, ale teraz jest
sparaliżowany.
— A to świetnie! — zatarł ręce prezes.
— Niby dlaczego? — zdziwił się junior. — Z dziadkiem jest kłopot. Żadnej wyręki nie ma z niego w gospodarstwie.
Skubany pochylił się nad staruszkiem i zwijając
dłoń w trąbkę krzyknął mu do ucha:
— A dolarów, dziadku, chcielibyście trochę zarobić?
— Hę? — zapytał stary.
— Pytam, czy chcecie zarobić trochę dolarów? Dziadek długo coś rozważał, wreszcie pokręcił przecząco głową.
■— Nie mam zaufania do dolara, to zgniła waluta — splunął z obrzydzeniem.
— Przed paroma laty przestał czytać gazety i nic nie wie o przemianach, jakie od tamtego czasu zaszły — wyjaśnił syn.
— To zapłacimy wam w złotówkach — nastawa! prezes.
Chciwość zaiskrzyła się w oczach starca.
— W złotówkach, to co innego.
— A jak tu u was z bocianami, bo nie widziałem? — zapytał Skubany.
— Ano, kiedyś to były, ale jak założyli spółdzielnię produkcyjną, zaraz się wyniosły - powiedział Milordziak.
— Kolektywizacja im była nie w smak — zażartował prezes.
— Pewno, bp zaraz zaczęli meliorować, osuszać
35
Ai
34