się już nie tylko Mistrzem, ale i „Panem Ziemi” u którego stóp kornie składali „dusze i ciała nasze gotowe na wszystko”, rezygnując z wla- ! snej indywidualności.
„Ja kocham i szanuję Towiańskiego nad wszystkich ludzi” — zwierzał się Goszczyński. Nie był to głos odosobniony. Adoracja osoby Mistrza z biegiem lat potęgowała się i przekraczała wszelkie granice, dochodząc do deifi-kacji Towiańskiego oraz znajdując ujście w rozwiniętym kulcie religijnym. Niektórzy zastanawiali się, czy „Mistrz jest Duchem Świętym”, i zapytywali: „Jak to być może?” Inni nie mieli już takich wątpliwości. Kołyszko — „stróż siódemki**, w której znajdował się Słowacki — w końcowych słowach Wielkiego periodu,, profetycznego tekstu Towiańskiego — odnalazł potwierdzenie tego, co — jak pisze — „czułem i głosiłem, żeś Chrystus Pocieszyciel*', i dał temu wyraz publiczny w rozmowie z Koźmiańem i Ropelewskim, powiadając o Towiańskim, iż „jest drugim wcieleniem Słowa”. Ferdynand Gutt grzmiał wprost na zgromadzeniu Koła: „Mistrz jest sakramentem. Ażeby wejść do Kró-stwo i obowiązuję się dopełnić święcie powinności mojej... Andrzej Towiański, Mistrz i Pan mój, od dnia dzisiejszego ma nad osobą moją i nad majątkiem moim w Polsce posiadanym, lub nabyć się mającym, wszystkie prawa, które zapewnione są w dawnej Polsce panom nad ich poddanymi, wedle tamecznych ustaw i zwyczajów” (Akt datowany z 6 I 1845 został ogłoszony w „Dzienniku Narodowym” z 19 III 1845). Podobny dokument wygotował pułkownik Mikołaj Kamieński. Pisał w nim: „Od dnia dzisiejszego wolności mojej najuroczyściej, najpełniej i. na-sumiennej zrzekam się, a wola mojego Mistrza Andrzeja Towiańskiego, którego za posłannika bożego uważam, moją własną będzie we wszelkich czynnościach, w jakich mnie Bóg ze swojego miłosierdzia w swcjjej postawić raczy” (Zob. MAM w Paryżu, Rkps 805). Porwany przykładem Pilichowskiego i Kamieńskiego podobny akt sporządził Francuz Emil
lestwa [Bożego — A. S.], potrzeba odbyć z nim w duchu mszę” 13. Sam Towiański zachowywał się w tej sytuacji przewrotnie. Swej boskości nie potwierdzał, ani jej nie zaprzeczał. Na pytanie: „kto jesteś: Bóg, Chrystus, Duch Święty?”, odpowiadał enigmatycznie: „Zajmujesz się bracie mój tym, co cię nie dotyczy i co ci w ogóle nie jest potrzebne. Nie trzeba ci przecież wiedzieć, kto ja jestem, ale trzeba poznać, przyjąć i spełniać Bożą Wolę” u. Występował niekiedy przeciwko adoracji swej osoby (prawda, głównie w bezpośrednich rozmowach z jej krytykami), częściej ją tolerował, czasem zaś podtrzymywał i galwanizował. Mawiał o sobie: „ciemny ja
proch”, lecz zarazem dodawał, że miewa: „chwile podniesienia ducha tak wielkie, że jednym spojrzeniem mógłby zatrzymać idący po morzu parostatek”. Błagany zaś, iżby okazał właściwą mu cudowną moc uzdrowicielską, ratując życie chorym, frasobliwie tłumaczył: „samemu z siebie czynić mi tego nie wolno, potrzebne jest pozwolenie z wyżej”, następnie miłosiernie dodawał — „choroba i cierpienie są karą naznaczoną człowiekowi za grzechy, słuszność kary należy uznać, grzechy zaś odpokutować, módlcie się więc i troszczcie o duszę, a wszystko będzie wam przydane”.
Adoracja Towiańskiego, brzemienna w potężne napięcia emocjonalne, powodowała niekiedy uczuciowe kryzysy. Protesty przeciwko „bałwochwalstwu” stały, się zresztą podłożem niejednej z późniejszych secesji. Powiemy o nich słów kilka później. W samej adoracji Towiańskiego można z pewnością dostrzec pewne symptomy patologiczne. Nie wystarcza jednak interpretować jej tylko w terminach psychiatrii, należy ją rozpatrywać też w kategoriach historii. W 18 A. Mickiewicz: Dzieła wszystkie, t. XI, Warszawa 1932, s. 56. Dalej cyt. jako Dzieła wszystkie.
14 A. Towiański: Pisma, t. IU, wyd. cyt., s. 530.
25