I. „Balladyna
Odkąd Balladyna przestaje być jednym z pionków, którymi igra fantastyczny przypadek — i przemienia się w sprawczynię własnego losu, idącą za swym fatum wewnętrznym odkąd w rozwiew-ną, swobodną tkaninę wypadków wnika jej celowe, konsekwentne działanie — odtąd ustaje jednolitość baśni, gdy wciska się w nią prawdziwy ludzki dramat. W dalszych akiach chodzi więc już nie tylko o ustosunkowanie nastrojów różnych, ale o stopniowanie w zespole baśni z dramatem.
Drajnat, zaczynający się rozwijać z logiką wewnętrzną, musi tak dalece skupiać uwagę, że harmonijność wrażenia jest możliwa jedynie przy coraz większej przewadze dramatu nad baśnią. Istotnie też akt III daje już odczuwać tę przewagę. Sprężyną dramatu jest dążenie Balladyny, by odrzucić przeszłość chłopstwa swego i swej winy; wynika stąd konflikt z matką, która jest dla niej ciągłym dowodem jej pochodzenia i przypomnieniem zbrodni; wynika dalej rozpaczliwe zwrócenie się po radę do Pustelnika, przez co dramat Balladyny związany zostaje z dramatem starca. Nadto pojawia się nowa sprężyna akcji. Zmysłowość Balladyny i pokrewieństwo duchowe zbliża ją do Kostryna; złączył ich poeta podobieństwem stylu: oboje mają na usługi wyszukany, wykwintny język, doborem słów kryjący chłodno i rozmyślnie obłudę; spotykają się na wyżynach intelektu i ambicji — i na nizinach podłości. Ale od razu ścierają się w nich dwie niepospolite energie, wrogie sobie, czyhające na siebie, mimo związku występnej miłości. Kostryn, jak Botwel, chce nie tylko być kochankiem, ale usidlić Balladynę wspólnością zbrodni; dlatego popycha ją podstępnie do zbytecznego zupełnie dla jej celów zamordowania Gralona. Tym morderstwem akt się kończy; baśń igra w nim na początku, tworząc ludowo-groteskową scenę z Grabcem, w środku znów darzy fantastyczną groteską z dodatkiem satyry politycznej, przemieniając Grabca w króla; korona cudowna dostaje się teraz Grabcowi — i wciąga go w akcję tragedii. W trzecim akcie wiążą się zatem wszystkie wątki, dążąc ku katastrofie.
Ale nim się rozpocznie szybki bieg akcji ku ostatecznemu rozwiązaniu, zostaje baśń i tragedia zarazem doprowadzona do punktu kulminacyjnego przez złączenie i skłębienie wszystkich pierwiastków w scenie uczty aktu czwartego. Jest tu skondensowanie owego odrębnego typu dramatycznego, który tworzył Słowacki w Balladynie, jest zmieszanie wszystkich tonów, od komizmu Grabca do rozpaczy Wdowy, od pieśni ludowej do epickiego opowiadania, jest ruch szalony, obejmujący i spotęgowanie zbrodni Balladyny, i sąd nad zbrodni arką. echa dawnej zbrodni i dokonanie nowej, sprawę Pustelnika i Kirkora, cudzołożny stosunek z Kostrynem, wmieszanie się świata fantastycznego. Szkoda, że zjawieniem Aliny poeta zbyt przypomniał ucztę z Makbeta i ponownym niejako echem zbrodni osłabił wrażenie olbrzymie, jakie wywiera tajemnicza pieśń, głosząca czyn straszny Balladyny. Znowu, jak w rozmowie Balladyny z Goplaną, fantastyczność prostymi na pozór środkami służy grozie tragicznej. W pieśni tej zaczyna się sąd nad Balladyną — tak jak w akcie piątym Mani Stuart ballada o Edwardzie ojcobójcy, śpiewana przez pazia, jest pierwszą fazą sądu nad zbrodniczą bohaterką.
Odtąd już włada groza tragiczna. Przelatują tylko chwilowo duchy pogodne, Skierka i Chochlik, między bolesną sceną w chacie Pustelnika — a finałem aktu, w którym na tle nocy ponurej rywalizuje zbrodniczość Balladyny i Kostryna. Coś okropnego i mrożącego krew jest w owej chwili, gdy do zabójczyni Grabca zbliża się Kostryn z koroną, a ona czuje, że Kostryn chciałby ją zamordować.
Nieśmiało wciska się ostatni ton pogodny, ostatni promyk jasny z początkiem aktu V. Obcy tragicznemu tokowi wypadków, nie przeczuwający katastrofy, niefrasobliwie szczebioce Skierka w dialogu z Chochlikiem:
SKIERKA Jak po burzy ranek świeży!
Byłem u matki bociana I nakarmiłem.
CHOCHLIK
Ja na zaniku wieży
Ucztowałem u sowy. Gdzie pani Goplana? SKIERKA
Znów polecę po rozłogach,
Polecę łąką i borem;
Kwiatki postawię na nogach,
Rozczcszę żyto na grzędzie:
Zatrzymam się nad jeziorem,
Zawołam: labu! labusie!
I dwa Goplany łabędzie,
Po wód błękitnym obrusie,
Przypłyną do mnie z ajeru [...]
(Akt V, sc. 1, w. 1-13)