34
rjami, figurami, grupami, girlandami owoców, kwiatów, amorków czy aniołków, cały niemi pokryty od sklepienia do posadzki, jest oczywiście dziełem złej epoki. Ale zly smak miał jeszcze biegłość i coś z dobrej tradycji. Te wszystkie ozdoby zbyt obfite i hojne (samych figur liczą do dwóch tysięcy podobno), wykonane są dobrze, czysto, rozłożone harmonijnie, nigdy jedna drugiej nie wadzi i nigdy jedna na drugą nie wchodzi; ogólny ich rysunek i każdy w nim szczegół odrzyna się i daje zrozumieć wybornie na jasnoniebieskiem tle gładkiego muru. Czy to bardzo kościelne, czy raczej nie jako bardzo ładna, ale bardzo światowa sala, to inne pytanie. Tylko znowu rozmiary i doskonale zachowane proporcje, efekty odległości i perspektywy, wyniosłość i lekkość i elegancka krzywizna kopuły, podniesienie wielkiego ołtarza w głębi, wszystko to robi' prawdziwie imponujące wrażenie, nadaje poważny charakter budowie, której ornamentacja jest zbyt wesoła, zbyt elegancka, salonowa i lekka.
Trudno lepiej i plastyczniej oddać piórem wrażenie tego wnętrza. Jest ono wprost olśniewające i oszałamiające, ale właśnie dlatego wnętrze kościoła św. Anny w Krakowie, choć nierównie mniej bogate i strojne, jest bardziej nastrojowe i uduchowione. Wileński kościół jest jakiś dziwnie figlarny, gdy tymczasem krakowski jest nierównie bardziej monumentalny. Wileński jest jak zalotna kokietka, krakowski — jak dostojna matrona.
Jako dzieło Paca, kościół nosi na frontonie pełen dumy rodowej napis z dwiema aż aluzjami do nazwiska fundatora:
Istnieje przypuszczenie, że napis ten powstał już po śmierci hetmana, ten bowiem, skromny i pobożny z natury, kazał się pochować pod progiem swego ukochanego dzieła, nie doczekawszy się jego wykończenia, i wyryć nad grobem swoim pełen pokory chrześcijańskiej napis: