157
di. Dzieje się tak zwłasz-' ostateczność, jako tzw.
0 to, że rozmowy są po-ę o ich sukcesach, nawet e tylko słów krytyki i ich; Ików czy atutów, zwykle
1 tych ojców, którzy sys-średnie lub wyższe i do-
i syn lub córka pochodzi aśnie takiej rodzinie nale-: szkoły wiedzy, która podrażają nawet chęć uczest-cykładach, dyskusjach, sy tuacje, w których na-zymi osobami wychowu-
ensja o to, że pedagodzy T |
;: |
codejmująza nich. | |
egają rodziców o wiele | |
to różne czynniki. Otóż, ; | |
w sprawy szkoły, są nie- , ; | |
i. podczas zebrań nie za -.u |
HKp |
czy i będzie można pójść i | |
oceny, wagary, wygóro- * | |
ornych informacji o swo- / |
' $fc * |
i, potrzebach, zaintereso- ; |
1 |
iedząo swoich dzieciach. , ą | |
możliwość lepiej zrozu- | |
ać działania na lekcjach, 5 |
m |
tiecko jest najważniejsze, d |
i i |
trzydzieścioro różnych |
SU |
t pomocy rodziców. Na- ,■ |
j |
tych, których dzieci uczą |
' A' ■ |
i a j ą pracę na lekcji, blin- |
' £- |
| znajdują się:
as i pieniądze, o ile jest
liczek, rozmawia z dziec-
ny sprzęt, potrafi znaleźć /ch imprez: zabaw, rocz-
y, itp.,
Ul
Między szkołą a domem
„luzak” -' ma pomysły na kumpłowskie stosunki w szkole, antywychowanie, chciałby, żeby dzieciom w szkole było łatwo, lekko i przyjemnie,
„na topie”;- często obiecuje albo grozi prokuratorem, ministrem, mentalność satrapy przynosi z firmy, w której niepodzielnie rządzi, kompensacyjny - nie udało mu się zdobyć wymarzonego zawodu, powierza więc tę misję potomkowi i tym razem konsekwentnie zdąża do celu, sukces dziecka ma mu zrekompensować własne niepowodzenie, interwencyjny - pojawia się w szkole, gdy jego dziecko ma kłopoty, nie podejmuje rzeczowej rozmowy z wychowawcą, „nie przyszedł, żeby słuchać, tylko żeby załatwić sprawę”. Nie wie, co mu wolno, a czego nie powinien robić. Nie uczestniczy w zebraniach, nie zna nauczycieli swojego dziecka, ma się wrażenie, że dziecka najwyraźniej również nie zna, toksyczny - postrach otoczenia, człowiek, który ma problemy z samym sobą i przenosi je na relacje z dzieckiem, a potem ze szkołą; głośno i dużo mówi na zebraniach; manipulując pomówieniami potrafi zamieszać w głowie ludziom, jest bardzo „namolny”, nie ma oporów przed telefonowaniem do nauczycieli o każdej porze doby, nachodzi ich w domu, pisze donosy,
.9. nieobecny - bierny; w tej kategorii mieszczą się rodzice odpowiedzialni, dający swojemu dziecku zaufanie i samodzielność, rodzice, którzy nie bardzo interesują się swoimi dziećmi, oraz ci, którzy posyłają dzieci do szkół niepublicznych - płacą i czują się zadowoleni z własnej aktywności, kupują więc dziecku dowolne miejsce w szkole, w zamian oczekują dobrych wyników w nauce, właściwego zachowania, wypełniania czasu po lekcjach snobistycznymi sportami, ochrony przed zagrożeniem narkotykami1 2.
Ten podział nie wyczerpuje wszystkich rodzicielskich portretów. Zdaniem autorki najgroźniejsze |ą typy mieszane, a szczególnie kompensacyjno-interwen-■ćyjny oraz toksycznymi „na topie”. „Jedni działają w pojedynkę, inni łączą się pf'grupę, która wspólnie podejmuje jakąś misję - pozytywną lub niszczycielską”', gest to najmniej liczna grapa rodziców, za to najbardziej rzucająca, się w oczy.
„Trudni rodzice nie chcą pamiętać, że to oni są pierwszą instancją wychowawczą. Traktują szkołę jak punkt usługowy, która ma uszyć dziecko na miarę ich oczekiwań. Jakich? O tym dowiaduję się dopiero z tekstu reklamacji”3.
Nauczyciele czują się zagrożeni oceną ze strony rodziców. Mają poczucie, że ich wymagania wobec uczniów są bezzasadnie poddawane ostrej krytyce, Oskarżeniom o bezradność, a nawet kwestionuje się ich kompetencje pedagogiczne. Niektórzy więc stają przed trudną decyzją, czy pracować dalej, niczego nie zmieniając, narażając się na nieprzychyłność rodziców, czy też obniżyć nieco wymagania wobec niektórych uczniów, by uniknąć uwag ze strony ojców i matek. Dylemat ten może działać deprymująco na wychowawców i powodować poczucie zagrożenia lub osamotnienia, szczególnie gdy nie mają wsparcia od dyrektora szkoły.
E. Nowakowska, Rodzice w szkole, „Polityka” 2002, nr 41, s. 7.
Ibidem, s. 8.
Ibidem, s. 7.