290 Gaston Bachelard
III
W swym poemacie proza Uespace aiix ombres Przestrzeń cieni) Henri Miehaus pisze:
L‘espace, mais vous ne poiroez concevoir, ccc łusrrible en dedans-en dehors qu’est le vrai espace.
Certaities (ombres) surma se bandant une demiere fois, font im sffort desespere ponr „etre dans kur seule unitę ’. Mul lew en prend. J’en rencontrai une.
Detruite par chdlimem, elle n’etait plus qu'un bmit, mais enorme.
Un monde immense 1’entendait encore, mais elle n’eiait plus, deremte seuiement et uniąuement un bruit, qui allail rouler encore des siecles mais destine d skteindre completement, iontme si elle n’avait jamais ete.
(„Przrtrzeń. ależ wy nie potraficie pojąć, jakim straszliwym zewnętrznym wnętrzem jest prawdziwa przestrzeń.
Są takie (cienie), które naprężają się po raz ostatni, czynią rozpaczliwe wysiłki, by «zachować swą jedność). To się źle kończy. Napotkałem jeden taki cień.
Ukarany zniweczeniem, był tylko przemożnym wrzaskiem.
Ogromny świat słyszał go jeszcze, ale już go nie było, stał się tylko i wyłącznie, wrzaskiem, który będzie się rozlegał przez wieki, ale się wreszcie uciszy, jak gdyby nigdy go nie było.”]
Zastanówmy się nad lekcją filozoficzną, której udziela nam poeta. O co chodzi w tym fragmencie? O duszę, która utraciła swój ttre-la, która straci nawet swój cień, by opaść jako ulotny wrzask, nieumiejscowiony hałas w domniemaną otchłań bytu. Była? A może była tylko owym dźwiękiem, którym się stała? Czy jej kara nie polega na tym, że zmieniła się w echo próżnego, niepotrzebnego wrzasku? Czy nie była niegdyś tym, czym jest teraz: odgłosem sklepień piekielnych? Jest skazana na powtarzanie słowa o swej złej intencji, słowa, które, zapisane w bycie, poruszyło nim.- Albowiem byt u iłenri Michaux jest winny, winny istnienia. I my stoczyliśmy sic do piekieł, jakaś część nas zawsze tam tkwi, bo jesteśmy zamknięci w świecie złych intencji. Jakaż naiwna intuicja pozwala nam umiejscowić w piekle zło, które nie ma granic? Słyszymy Z zewnątrz tę duszę, ten cień, ten odgłos cienia, który, jak mówi nam poeta, pragnie jedności, a przecież nie możemy być pewni, żc znajduje się wewnątrz. W tym przerażającym „zewnętrznym wnętrzu” nic sformułowanych słów, nie ukończonych intencji istnienia, byt zamknięty w sobie powoli przetrawia swą nicość. Jego unicestwienie będzie trwało „wieki”. Odgłos domniemanego istnienia trwa w czasie, w przestrzeni. Na próżno dusza wytęża swe ostatnie siły: srała się drgnieniem kończącego się bytu. Byt jest kolejno pewną zwartością, która rozprasza się gwałtownie, i rozproszeniem, które kieruje się ku jakiemuś środkowi. Wnętrze i zewnętrze są sobie bliskie; zawsze gotowe się obalić, zamienić się rolami. Jeśli istnieje powierzchnia graniczna między jakimś wnętrzem i jakimś zewnętrzem, jest bolesna z obu stron. Próbując przeżyć przytoczony fragment poezji Michaux wchłaniamy mieszaninę bytu i nicości. Punkt ciężkości Śire-la chwieje się i drży. Przestrzeń wewnętrzna traci wszelką jasność. Przestrzeń zewnętrzna traci swą próżnię. Próżnię, która jest materią możliwości istnienia. Jesteś wygnańcami z królestwa możliwości!
Jakie miejsce zająć w tym dramacie wewnętrznej geometrii? Czy rady filozofa, by powrócić do siebie, umieścić się na poziomie istnienia, nie tracą swej wartości czy nawet sensu w chwili, gdy najsubtelniejszy obraz ttre-ld został przeżyty za pośrednictwem ontologicznego koszmaru poety? Zauważmy, żc koszmar ten nie dokonuje się w napadach przerażenia.
2 Czyż inny poeta nie napisał: „Pomyśl, że najprostsze słowo, imię, wystarczy, by wzruszyć mury twej potęgi?” Pierrc Reverdy: Risques et pćrils (Ryzyka i niebezpieczeństwa).