jak małe dziecko. O ile opieka nad niemowlakami ma swoje uzasadnienie, opieka nade mną wynikała wyłącznie z mojej głupoty i słabości. 1 nagle mama złamała najważniejszą regułę:
- Wiesz, co cl jest?
- Masz anoreksję. Jessica! - powiedziała i zadzwoni-
W telewizji pokazywali księcia Williama. W swoim pokoju miałam mały telewizor, ale od miesięcy go nie włączałam -nie było na to czasu. Książę przebywał z wizytą zagraniczną w Afryce. W jakiejś szkole małe dzieci z pomalowanymi twarzami tańczyły dookoła niego, a on śmiał się i bawił z nimi. W pewnym sensie chyba zapomniałam, że istnieje coś takiego jak Afryka - odległy gorący ląd, gdzie ziemia jest wypalona, a ludzie wdzięczni za każdy kawałek Chleba, Dziwne. Wyblagałam u mamy zgodę na wieczorne ćwiczenia, ale czułam ogromne rozczarowanie, gdy je wykonywałam.
Później słyszałam, jak Adam cichaczem wchodzi na górę - zamknął się w swoim pokoju.
Lekarka przyszła z samego rana i zdiagnozowała u mnie depresję. Dala mi małe białe tabletki o nazwie Pro-zac. Nigdy wcześniej o nich nie słyszałam, także i ona nie powiedziała mi nic specjalnego poza tym, że zostały wymyślone, by poprawiać ludziom nastrój. Dodała, że na efekty trzeba będzie trochę poczekać. Po jej wizycie wyszłam pobiegać - zrobiłam dziesięć rundek dookoła parku.
- Nie idż! - błagała mama, trzymając mnie za nadgarstek.
Spokojnie zdjęłam jej dłoń z mojej ręki i posłałam jej spojrzenie, które znaczyło: „Odpuść sobie!". Glos twierdził, że bieganie dobrze mi zrobi, więc biegałam. Mama bezradnie patrzyła na mnie, gdy wychodziłam. Równie bezradnie patrzyła, gdy wróciłam, usiadłam na chwilę i znowu poszłam do parku zrobić dodatkowe dwie rundy, by mieć pewność, że w sumie zrobiłam dziesięć okrążeń. Wciąż lalo jak z cebra.
Wreszcie nadszedł ten dzień: środa, dwudziestego grudnia. Kuliłam się na przednim siedzeniu samochodu, ukryta w połach czarnego płaszcza i czapce.
Na wizytę u psychologa miałyśmy pojechać do kliniki na drugim końcu miasta. Z zewnątrz budynek wyglądał jak szara, okazała posiadłość, ale po wejściu do środka uderzyły mnie jaskrawe kolory i wesołe obrazki malowane przez dzieci. Weszłyśmy do poczekalni, w której piętrzyły się stosy kolorowych magazynów i plastikowych zabawek. Pod obrazkami ściany były szare i widać było rury wraz z izolacją. Zobaczyłam chłopca mniej więcej w moim wieku, który miał na sobie coś w rodzaju niebieskiej piżamy, w jaką ubierano mnie, gdy byłam malutka. Dziwnie się czułam, nie będąc w szkołę. W tym momencie zrozumiałam, że naprawdę jestem inna.
Psycholog dziecięcy nazywał się doktor James i ku memu zaskoczeniu okazał się kobietą. Młodą, bardzo ładną kobietą z długimi blond włosami, błyszczącymi zielonymi oczami i uroczym uśmiechem. Od razu ją polubiłam.
Jej gabinet przypominał szkolną klasę, z tym że było w nim mniej krzeseł. Ogromne okna wychodziły na rozciągający się w dole trawnik, a snopy zimowego światła leżały prostokątami na podłodze. Na ścianach wisiały wykona-ne Priez dzieci tysunki. Było też biurko, jednak nie usiadła