sposobem życia. Nie wystarczało mu, że jest synem Wodza, chociaż dzięki tylko temu faktowi zaskarbi! sobie łaski wielu młodych aktorek: chciał być pionierem amerykanizacji włoskiego kina.
W swoim czasopiśmie „Cinema” krytykował tradycję europejskiego filmu i twierdził, że włoska publiczność utożsamia się emocjonalnie tylko z archetypami amerykańskimi. Rozprawia) o kinie dość naiwnie, w kategoriach star system, nie troszcząc się o kwestie estetyczne. Naprawdę kochał i podziwiał Mary Pickford i Toma Miksa tak jak jego ojciec podziwiał Juliusza Cezara i Trajana. Filmy amerykańskie były dla niego literaturą dla ludu. Oreste Dcl Buono w Almanacco Bompiani 1980 zauważył, że, z pewnością nieświadomie i w inny sposób, Vittorio powtarzał gramsciańską teorię sztuki narodowo-ludowej, z tą jednak różnicą, że szukał jej korzeni w okolicach między Bulwarem Zachodzącego Słońca a Malibu.
Vittorio nie był intelektualistą ani nawet znaczącym człowiekiem interesu. Jego podróż do Ameryki, mająca na celu przerzucenie mostu między dwoma ośrodkami przemysłu filmowego, skończyła się fiaskiem: polityczne gały, sabotaż ze strony władz włoskich (ojciec odnosił się podejrzliwie do synowskiego przedsięwzięcia), ironiczne przyjęcie ze strony prasy amerykańskiej. Al Roach powiedział mu, że w gruncie rzecty jest porządnym człowiekiem, dlaczego więc nie zmieni nazwiska?
Przeczytajmy na nowo niektóre z rozważań Vittoria Mussoliniego:
Czyż jest herezją twierdzić, że duch, mentalność i temperament włoskiej młodzieży, przy wszystkich naturalnych i logicznych różnicach, nierozłącznie związanych z naszą rasą, są o wiele bliższe tym samym właściwościom młodzieży za oceanem niż młodzieży rosyjskiej, niemieckiej, francuskiej i hiszpańskiej? Publiczność amerykańska kocha filmy z rozmachem, przeżywa prawdziwe problemy, żywi dziecinne, lecz radosne upodobanie do przygód i nawet jeśli ta młodzieńczość wynika z braku wielowiekowej historii i kultury, systemów i zasad filozoficznych, jest ona z pewnością o wiele bliższa śmiałemu pokoleniu dzisiejszych Włochów niż generacji żyjącej w innych krajach europejskich.
Tak było w 1936 roku. Wzorzec amerykański przetrwał w niezmienionej formie aż do 1942 roku, kiedy Amerykanie stali się oficjalnie
wrogami. Ale nawet w przypadkach najbardziej nasilonej propagandy wojennej znienawidzonym wrogiem pozostawał Anglik, nie zaś Amerykanin. Specjalista od propagandy radiowej Mario Appelius ułożył slogan: „Niech Bóg przeklnie Anglików", nie pamiętam jednak podobnie radykalnego sloganu, który dotyczyłby Amerykanów. Najbardziej może interesujący przejaw owej powszechnej wrażliwości odnajdziemy mimo wszystko w tekstach młodej inteligencji faszystowskiej pisującej na łamach „Primato”. „Primato” wychodziło między 1940 a 1943, redaktorem naczelnym byt Giuseppe Bottai, jedna z najbardziej sprzecznych postaci reżimu faszystowskiego. Liberał--faszysta i antysemita, anglofil traktowany podejrzliwie przez niemieckich sojuszników, autor reformy edukacji, odwołującej się częściowo do Johna Deweya, zwolennik sztuki awangardowej i wróg pompier-skiego klasycyzmu oficjalnej sztuki faszystowskiej, arystokratyczny głosiciel braku równości między ludźmi, przeciwnik udziału Wioch w wojnie hiszpańskiej, Bottai usiłował zgromadzić wokół „Primato" to, co najlepsze w ówczesnej kulturze włoskiej, goszcząc na łamach pisma autorów wyrażających maksimum sprzeciwu, jaki dopuszczał reżim. Pośród młodych współpracowników „Primato” spotykamy nie tylko przedstawicieli liberalnego antyfaszyzmu (Montale, Brancati, Paci, Contini, Praż), lecz również i najlepszą część przyszłej kultury komunistycznej, reprezentowaną przez takich pisarzy jak Vittorini, Alicata, Argan, Banfi, Della Volpe, Guttuso, Luporini, Pavese, Pintor, Pratolini, Zavattini itd.
Uderzający jest fakt, że w lutym 1941 roku miody, błyskotliwy intelektualista Giaime Pintor mógł opublikować w „Primato" esej o robotyzacji niemieckiego żołnierza, przypominając, że Europa nigdy nie stanie się na powrót ziemią wolności, dopóki będzie się na nią kłaść ponury cień niemieckich sztandarów. Wyrosły w epoce faszyzmu, Pintor przeprowadzał dzień po dniu, artykuł po artykule przenikliwą i odważną krytykę europejskich dyktatur. W 1943 roku, na kilka miesięcy przed śmiercią z ręki Niemców, Giaime Pintor napisał esej, który nie mógł być wówczas opublikowany.
(...) obraz Niemiec ukształtował się stopniowo jako naturalna antyteza tego
świata, a w szerszym sensie, jako jego zwierciadlane odbicie w Europie.
241