Poniedziałek, 1 września
Pierwszy dzień trzeciego roku wojny. Gdy sobie uświadomić, że to już trwa dwa lata, całe dwa lata trwa ten okropny stan, to się aż wierzyć nie chce. Co się też przez ten czas zmieniło na świecie! A przecież właściwie to my o tych zmianach wiemy bardzo mało, tyle prawie że nic. A ostatnio tak wszystko ucichło, że już nikt nie wie, czy też rzeczywiście jest tak cicho, czy tylko do nas już nic nie dochodzi. Ileż jeszcze takich rocznic obchodzić będziemy? Bo, o ile dużo, to ostatniej nie dożyjemy. Getto nas wykończy. Mimo że nadchodzą kartofle. I mimo dużej ilości roboty nadchodzącej do getta.
Wtorek, 2 września
Kartofli przychodzi coraz więcej. Kuchnie gotują już po 40 dkg kartofli na osobę, a prócz tego były już przydziały po 5 i po 6 kg na osobę. Naturalnie, że my jeszcze ani jednego nie wykupiliśmy. Cały tydzień jest męka ze znalezieniem kilkudziesięciu fenigów na obiady, więc co dopiero na przydziały kartoflane i warzywa, nie mówiąc już o tak zwanych przydziałach cukrowych (cukier, sól, sztuczny miód, soda, mydło, ocet i inne tym podobne produkty). Ciągle się staram u tego Frydrycha, żeby nam zostawił zasiłek za lipiec, a ten jak na złość zwleka, a tymczasem sytuacja jest okropna. Mama dostanie chyba swą pierwszą wypłatę na przyszły tydzień. Może teraz będzie zarabiać trochę więcej, bo dotychczas obieraczki miały tylko netto 85 Pf. dziennie. A na razie, jak było źle, tak jest i nadal.
Środa, 3 września
Miałem dziś ciekawą i poważną rozmowę z Niutkiem Radzy-nerem. Otóż oświadczył mi on o całkowicie zmnienionym stosunku jego partii do mnie, to znaczy o uznaniu mnie prawie za tak zwaną jednostkę szkodliwą, co zostało rzekomo wywołane moim stosunkiem do pracy. Powiedział, że mówił o mnie z Ziulą, Genią i wieloma innymi osobami i wszystkie one radziły mnie po prostu wyeliminować z pracy. On naturalnie do tego w stu procentach nie dopuścił i w rezultacie zostałem czymś w rodzaju luźnego członka, nie biorącego udziału we wznowionej pracy teoretycznej ze względów technicznych (moje lekcje), a w organizacyjnej ze względów zasadniczych. Naturalnie, że nic mu nie odpowiedziałem i na wszystko się zgodziłem. Ciekawe jednak, kiedy znów zmienią
zdanie.
Czwartek, 4 września
Nadeszła już do getta żytnia mąka i chleb znów będzie z żytniej i kasztanowej bez domieszki pszennej.
Ciekawe, czy też cenę obniżą. Na razie jeszcze kosztuje 90 Pf., za to na ulicy można już chleb dostać za 5 Rm. Wszystko przez te kartofle. Najgorsza sprawa to jednak z gotowaniem, bo na drzewo czy węgiel mogą sobie pozwolić tylko jednostki. Namnożyło się jednak rozmaitych kuchenek elektrycznych i gazowych, gdzie się gotuje na „godziny”. Na gazie godzina kosztuje 15 — 20 Pf., na elektryczności 40 — 50 Pf., a kg drzewa — 1,20 Rm. Jedyna rada to mieć forsę.
Piątek, 5 września
Już dzisiaj lekcje w szkole były skrócone, ze względu na sobotę. Znów dni stają się krótkie, znów robi się zimno, a z rana to rzeczywiście „ciągnie”. Deszcze zaś są prawie codziennie. A z polityki jak nic nie słychać, tak nie słychać. Nareszcie ojciec dostał dziś wypłatę i wykupiliśmy pierwszy przydział kartofli. Długo czekaliśmy, ale za to dziś wieczorem mieliśmy frajdę kartoflaną. Naturalnie, do sytości jeszcze daleko, ale co kartofle, to kartofle! Grunt, żeby forsa była, to by można teraz przez kilka przynajmniej tygodni podjeść sobie. Ale z wypłaty ojca nie ma już grosza. Całe szczęście, że ja jutro będę miał parę marek, bo jak nie, to by nie było w niedzielę na obiady i potem na chleb.
Sobota, 6 września
Dziś znów na kolację kartofle. Dostaliśmy przecież 20 kg! W kooperatywie kosztują jeszcze 27 Pf. za kg, ale mają być tańsze, zaś na ulicy 35 Pf! Bo urodzaj i w getcie w tym roku dopisał. Podobno był to w całych Niemczech i na terenach zajętych niebywały rok. No chyba, bo inaczej, to by do nas „tyle” nie przysłali.
W szkole rozpoczęły się już egzaminy maturalne. Będzie to już
75