MOI>1 UNIZACJA KI I I I KSYJNA
Codzienne eksperymenty dotyczą niezwykle fundamentalnych kwestii związanych z „ja” i tożsamością, wiążą się jednak również z różnorodnymi zmianami i sposobami przystosowania się w życiu codziennym. Niektóre z takich zmian pieczołowicie dokumentuje powieść Nicholsona Bakera The Mezzanine (1990). Książka opowiada o zaledwie kilku chwilach z dnia osoby, która drobiazgowo analizuje wszystkie najdrobniejsze elementy otoczenia oraz swoje reakcje w zetknięciu z nimi. Opisuje akcesoria służące ingerowaniu w rzeczywistość i nieustannemu się do niej przystosowywaniu, czemu towarzyszy słabe postrzeganie szerszego horyzontu większych, globalnych podmiotów.
Rozważmy przykład tacki do lodu:
lacka do robienia lodu zasługuje na historyczną wzmiankę. Początkowo były to płaskie aluminiowe naczynia z kratką listewek połączoną z dźwignią przypominającą hamulec ręczny - kiepski pomysł. Żeby lód odklcił się od metalu, trzeba było potrzymać kratkę pod ciepłą wodą. Widziałem ten model u innych, sam go nigdy nic używałem. Potem nagle pojawiły się plastikowe i gumowe „tacki”, a tak naprawdę foremki w różnym kształcie - jedne produkowały bardzo małe kostki, w innych przegródki miały kształt dużych sześcianów lub wanienek. Z czasem człowiek zaczynał dostrzegać rozmaite subtelności: na przykład małe nacięcia w wewnętrznych ściankach między komórkami umożliwiały wyrównanie poziomu wody, dzięki czemu, napełniając tackę, wystarczyło przesunąć ją szybko pod kranem, zupełnie jakby się grało na harmonijce. Można też było puścić niewielki strumień wody, przechylić tackę i pozwolić, aby woda napełniała kolejne komórki, przelewając się z jednej do drugiej. Nacięcia między komórkami przydawały się również przy wyjmowaniu lodu: wyginało się tackę, odklejając kostki od ścianek, po czym wyciągało je pojedyn-czo, podważając paznokciem za występy przy nacięciach. Jeżeli którejś z kostek nic dało się uchwycić, ponieważ w komórce znajdowało się za mało wody, na leżało przytrzymać wszystkie kostki poza tą jedną i odwrócić tackę tło góry nogami - wtedy wypadała. Albo też wygięciem lacki odczepiało się wszystkie kostki od ścianek, po czym - zupełnie jakbyśmy mieli w ręku patelnię do smażenia naleśników - podrzucało je do góry. Kostki wyskakiwały mul przegródki na wysokość niecałego centymetra. Większość wpadała z powrotem do komórek, ale niektóre, te najbardziej obluzowane, podskakiwały wyżej i często lądowały krzywo, dzięki czemu dawały się łatwo chwycić właśnie tych używało się do robienia drinka (Baker 1990, s. 45).
Życie w społeczeństwie posttradycyjnym
Nic chodzi tu tylko, a nawet przede wszystkim, o technologię, ale
o bardziej doniosłe procesy zmian zachodzących w codziennym
życiu. Mogłoby się wydawać, że tradycja nie odgrywa w nim już
żadnej roli, ale - jak się przekonamy - jest to pogląd fałszywy.
Kiedy myśliwy zamieszkałego na pustyni Kalahari plemienia IKung wraca z udanych łowów, jego zdobycz, nieważne jak bardzo wspaniała, staje się obiektem lekceważących komentarzy pozostałych członków wspólnoty. Mięso przynoszone przez myśliwych zostaje zawsze rozdzielone między wszystkimi członkami grupy, mimo to na udane Iowy zamiast radością reaguje się raczej obojętnością lub szyderstwem. Sam myśliwy również powinien skromnie wyrażać się
0 swoich umiejętnościach i bagatelizować swoje osiągnięcia. Jeden z członków plemienia opowiada:
Powiedzmy, żc jakiś mężczyzna poszedł na łowy. Po powrocie nie wolno mu zacząć od przechwałek: „Zabiłem wielkie zwierzę w buszu!” Powinien najpierw usiąść w milczeniu, dopóki ja albo ktoś inny nie podejdzie do jego ogniska i nie zapyta: „Natknąłeś się dzisiaj na coś?" A wtedy on odpowiada spokojnie: „Och, słabo się znam na polowaniu. Nie natknąłem się na żadne zwierzęta... no, może na jakąś jedną niewielką sztukę”. Wtedy ja uśmiecham się do siebie, bo wiem, żc upolował coś dużego.
Kiedy następnego dnia grupa myśliwych wychodzi z wioski, aby przynieść i podzielić zdobycz, wciąż obowiązuje zasada skromności
1 pomniejszania własnych zasług. Podczas drogi powrotnej członkowie grupy głośno komentują nieudolność myśliwego i zawód, jaki im sprawiał:
Zaciągnąłeś nas tak daleko, żebyśmy musieli taszczyć ten stos kości? Gdybym wiedział, że zwierzę było tak chude, nic ruszyłbym się z wioski. I pomyśleć, żc mogłem leżeć sobie w taki ładny dzień w cieniu. W wiosce może nam doskwierać głód, ale przynajmniej mamy chłodną wodę do picia (Lee 1984, s. 49).