oraz opracowaniu i prezentacji ich wyników. W ciągu wielu lat pracy miałem okazję przekonać się, że u adeptów i absolwentów archeologii można zaobserwować duże braki w przygotowaniu zawodowym do takich badań. Chodzi tutaj nie tylko o niedostatek wiedzy z zakresu nauk o ziemi, znajomości chemiczno-fizycznych relacji między źródłem a środowiskiem glebowym, umiejętności wyobrażenia sobie dawnego krajobrazu, a także z zakresu miernictwa i technicznych sposobów prowadzenia prac ziemnych, ale przede wszystkim o rodzaj zagubienia, psychiczną barierę odgradzającą od problematyki mentalnie obcej. Nie jest to regułą, ponieważ wcale liczne wyjątki się zdarzają, a wyjątek obala, a nie — jak zwykło się mówić — potwierdza regułę. Można jednak twierdzić, że studia archeologiczne w ich obecnej postaci nie tylko nie dostarczają umiejętności niezbędnych w pracy terenowej, ale co ważniejsze kształtują w umysłach młodych ludzi fałszywy obraz wybranego zawodu.
Spośród licznych dziedzin wiedzy przyrodniczej, których przydatność dla badań archeologicznych jest ugruntowana, znaczna większość, w tym wszystkie angażowane sporadycznie, pozostają autonomiczne. Są jednak takie, które po odpowiednim przysposobieniu powinny stać się podstawą przygotowania zawodowego archeologa. Wymieńmy najważniejsze:
— geomorfologia dynamiczna czwartorzędu, ze szczególnym uwzględnieniem holocenu, kształtowania się rzeźby dolinnej i procesów wyrównawczych powierzchni ziemi;
— gleboznawstwo, ze szczególnym uwzględnieniem genezy gleb, kształtowania się i charakterystyki substratu mineralnego, procesów iluwialnych oraz procesów erozji stokowej na różnych typach gleb, a także relacjom chemicznym między glebą a tworzywem źródła archeologicznego;
— paleobotanika holocenu, ze szczególnym uwzględnieniem zmian klimatu i rekonstrukcji krajobrazu;
— topografia, ze szczególnym uwzględnieniem metod organizacji przestrzeni i odwzorowania powierzchni ziemi;
— statystyka matematyczna, ze szczególnym uwzględnieniem metod budowania i charakterystyki rozkładów, stosowania testów zgodności, analizy korelacyjnej i analizy regresji.
Wszystkie te dziedziny powinny być podstawą przygotowania zawodowego, tymczasem bywająone przedmiotem wykładów trwających na ogół jeden semestr, o programie bliskim wykładowcy, ale bardzo luźno powiązanym z rzeczywistymi potrzebami, zarazem często traktowanych przez słuchaczy jako dodatek do wiedzy właściwej.
To, co wyżej powiedziano, nie oznacza, że zarysowany dylemat znalazłby najlepsze rozwiązanie poprzez umiejscowienie prahistorii i archeologii w ramach różnych wydziałów uniwersyteckich. Pomijając już to, że walor samodzielnego przekazu drugiej z dziedzin — przynajmniej w wydaniu środkowoeuropejskim — jest niewielki, a pierwsza bez ścisłego powiązania z drugą obyć się nie może, pomijając także ścisłe sprzężenie końcowych celów poznawczych lub, co może właściwsze, służenie temu samemu celowi na różnych etapach procesu poznawczego, należy zauważyć, że istnieje między nimi dość rozległy obszar wspólnych kompetencji metodycznych. Obszarem tym jest systematyka szeroko pojętego zasobu źródeł. Archeolog i prahistoryk, patrząc z odmiennych pozycji badawczych, robią właściwie to samo: grupują informacje w zbiory wewnętrznie pokrewne, hierarchizująte zbiory w rozgałęzione drzewa wzajemnych uzależnień i definiują różnice między tak skonstruowanymi układami a układami pokrewnymi zbudowanymi według tych samych zasad. Obu różni oczywiście macierz odniesienia gromadzonych informacji i doraźny cel poznawczy. Dla pierwszego polem badań jest stanowisko archeologiczne, a celem właściwa interpretacja źródeł w ujęciu chronologiczno-funkcjonalnym dokonywana z niemałym udziałem nauk przyrodniczych; dla drugiego celem jest aktualizacja stanu wiedzy o dawnym osadnictwie, na podstawie różnic i podobieństw między usystematyzowanymi zbiorami źródeł pochodzących z różnych stanowisk, ale także w oparciu o wiedzę zaczerpniętą z innych nauk humanistycznych. Być może najlepszym rozwiązaniem służącym właściwemu przygotowaniu zawodowemu byłaby wczesna specjalizacja obu orientacji w ramach tych samych studiów uniwersyteckich. (<P)
Książka ma kilka ograniczeń zakresu tematycznego. Zajmuje się przede wszystkim badaniami terenowymi. Jest także blisko i obustronnie powiązana z dziedziną opracowania źródeł, przede wszystkim w zakresie analitycznego przygotowania i prezentacji wyników badań terenowych, ale jej związki z prahistorią sąjednostronne. Po drugie, przedmiotem wszystkich odniesień metodycznych jest Europa Środkowa, z jej klimatem i krajobrazem. Trzecie ograniczenie dotyczy czasu. Doświadczenie zawodowe autora nie pozwalało na zajęcie się okresami starszymi od holocenu, a w jego obrębie archeologią odnoszącą się do czasów sprzed pojawienia się kultur rolniczych. Wreszcie użyty w tytule termin „archeologia połowa” jest pewnym eufemizmem kryjącym zawężenie wykładu do badań stanowisk otwartych. Pod nazwą tą, zdefiniowaną w innym miejscu (art. 1.8.), rozumiemy osady wiejskie, obozowiska, zagrody dla hodowanych zwierząt, pobojowiska, cmentarzyska, tereny eksploatacji rolniczej i lokalnej wytwórczości przemysłowej, ale nie: miasta, grodziska, zaniki, jaskinie, kopalnie i inne, które nazywamy stanowiskami zamkniętymi. To rozróżnienie nie oznacza, że pojęcia i problemy tutaj omówione nie mogą odnosić się do obu kategorii stanowisk. Dziedziny te różnią się przede wszystkim odmiennością technik badawczych, w znacznie mniejszym stopniu aparatem pojęciowym. Istniejąjednak między nimi różnice, które przesądziły o ograniczeniu zakresu tej książki. Stanowiska o rozbudowanej stratygrafii pionowej, a zarazem trwałym obramowaniu reliktów lub o wyrazistych formach krajobrazowych, są w nieporównanie mniejszym stopniu poddane procesom przekształceń przestrzeni reliktowej niż stanowiska otwarte. Oznacza to, że poważna część tej książki poświęcona relacjom między tymi procesami a warunkami stworzonymi przez środowisko przyrodnicze byłaby w stosunku do stanowisk zamkniętych bezprzedmiotowa. Także całkowicie odmienna organizacja przestrzeni badań wymagałaby wykładu równoległego. Trudno wreszcie wyobra-
15