SkonstemouKina patrzy w Julią, na którą te słowa robią wrażi>H nie przerażające
Żeby chociaż mrugnął powieką, wyjął — daje bez zająk-'® nienia, jak syn ojcu.
JULIA
Ma... mamo. Dosyć. Już wiem.
Biegnie, staje
Gdzie ojciec?...
P. CHOMIŃSKA
Co się stało?
JULIA
Gdzie ojciec?
P. CHOMIŃSKA Mówił, że do kasyna...
JULIA
Ile? Ile pożyczył?
P. CHOMIŃSKA
Bagatela. Siedemdziesiąt pięć reńskich.
JULIA
A - a! Jak chorą jałówkę! Za siedemdziesiąt pięć reńskich.
P. CHOMIŃSKA
JULIA
załamuje ręce
Na miły Bóg! Matko - na miły Bóg! Przynajmniej nie tak - tanio mnie sprzedawajcie!
Wybiega
P. CHOMIŃSKA
stoi oparta o stół. Oczy utkwione w jeden punkt. Rezygnacja \. Ha-!
Niedziela po południu. Salonik pp. Chomińskich. Prócz papy cala familia jest w tej chuiill na przechadzce za miastem.
P. Chomiński, Katarzyna, potem defilada całej rodziny.
Pan radca wchodzi chwiejnym krokiem. Jest zaspany, przeciąga się. Kichnął, Woła:
Katarzyna! Katarzyna!
Siada
O lamentatio felium! O jerum jerum. Kata-
Kicha
rzy-naf
Ib jest rozpacz kocura.
Przeciąga się
Głuchaaa! Hohohop!
GLOS KATARZYNY
Hohohou. Ido, ide!
W progu
A to pon na mnie huko jak w lesie.
Weszła z tacą, na której nakrycie podwieczorkowe Ady z łaski pana Jezusa — głucho jeszcze nie jezdetn. A bo co?
CHOMIŃSKI
Słuchaj no, babo, przestaniesz, czy
Kicha
mam cię wyrzucić zaraz? A li mi ne?
Katarzyna mruczy pod nosem, porządkuje zastawą A która to godzina?
KATARZYNA
Ano wtoraz by bela. Juści nie co, ino trzecia.
CHOMIŃSKI
Idźże, głupia babo, idźże. O trzeciej przyszedłem i znowu trzecia! Przecie jasno jako w dzień. Cóż mi gadasz, że trzecia.
107