Ta fotografia zepsuta przez pokrakę jest niemożliwa. Cała żółta, ohydna. Chciałabym mieć kilka egzemplarzy tej opartej na fotelu, smutnej, i tej właśnie koło tualetki, w balowej sukni. Posłałabym mamie [Malwinie Janowskiej], Koci [Bielskiej], Kaziowi [Korwin-Piotrowskiemu] i Górskim. Ogromnie czekam na album, strasznie się już na niego czekam i szykuję. Bardzo lubię swoje fotografie (ale takie, które mnie nie szpecą), to zresztą łatwo zrozumiałe.
Służąca nasza przyjechała tak chora, że zemdlała w mieście. Nie ma ona żadnego zdrowia, a Woźniak [o wska] pędza ją do miasta po każdą rzecz osobno. Naturalnie i tę resztę sił straci, a ja boję się, aby od nas nie musiała iść do szpitala. Tłumaczę to „zamiesza jowi” i wytłumaczyć nie mogę. W ogóle zamiast ulgi mam duże zmartwienie i kłopot
Gdyby tu były gdzie dorożki, mogłabym się przejechać, jak się wypogodzi, ale z placu nie chcą jechać na Kurkową i drogo, bo trzeba zapłacić kurs i potem przejażdżkę — a teraz każdy cent się liczy. Dziś zapłaciłam za mieszkanie, jutro węgle i nafta — i tak ciągle, ciągle. A tu źródła wyczerpane. Więc to jest ten „zgryz”, który mi nie pozwala wracać do zdrowia. Dziś zaczęłam znów pisać [Córką Tuśki], ale Bóg wie jeden, jak się męczę, duszę, morduję.
List Solskiego nie był mi zaraz potrzebny. A właściwie wcale mi nie jest potrzebny. Dziękuję Ci jednak, żeś mi go przysłał. Okropnie mi czarno na duszy i smutno, tak smutno, że miejsca sobie znaleźć nie mogę. Nie wiem dlaczego. To chorobliwe. Boże! Kiedy ja do sił wrócę.
Całuję Cię, mój Uńciu, serdecznie. Przepraszam Cię, że nie przysyłam Ci Mikołaja, ale wiesz, nie mogę wyjść, chora jestem. Już na gwiazdkę może będę mogła wyjść i wtedy Ci to jakoś wynagrodzę. Na kurę czekam. WTtedy spróbuję mięsa.
Całuję Cię raz jeszcze.
Twoja
Uńcia
DO STANISŁAWA JANOWSKIEGO
[Lwów], 6 xn 1906
Kochany Stasiu!
Zające dostałam wczoraj i bardzo Ci za nie dziękuję. Wczoraj był Bylicki około półtorej godziny i bardzo sumiennie mnie badał. Bardzo mi się podobał tym, że gdy mu powiedziałam całą sprawę solitera, powiedział: „Jakaż to nauka dla nas lekarzy!” Zbadawszy mnie powiedział, co następuje. Mam spuchniętą lewą stronę kiszek i nabrzmiały jajnik, a w dodatku bardzo bolesne zapalenie jakichś trąbek jaj. Dziwił się, że tak długo mogłam to cierpliwie znosić, bo to nieznośny i ciężki ból. Kazał mi wstrzykiwać po 6 litrów wody ó 40 stop. dwa razy dziennie i wieczorem brać nasiadówkę 35 stop. z solą francen-zbadzką. Dał mi krople i zakazał brać brom. Powiedział, że takie długie pielęgnowanie solitera powinno było mnie już uśmiercić. Co do Breit[era], jest na niego oburzony za jego lekkomyślną operację* Powiedział, że wszystko u mnie funkcjonuje z całą siłą i żywotnością zupełną i że nic się nie dziwi, iż cierpię tortury nerwowe i fizyczne wskutek braku tego, co wiesz. Powiedział, iż przykro mu, że nie może mnie pocieszyć, iż to się skończy, boby skłamał, a on tego zrobić nie może. Co będzie dalej, on sam nic powiedzieć nie może. Dla płuc jednak moich należy, ażebym jak można najprędzej wyjechała na Lido, gdzie mówi, że mi będzie dobrze.
Nie mam od niedzieli listu od Ebersa i nie wiem, co mam jeść. Bylicki powiedział, żebym mięsa nie jadła. Jem kasztany, migdały, ryż. Robię, co mogę, ale apetytu mam coraz mniej i wypiwszy kawę po obiedzie, już nic nie jem zupełnie, bo jestem rozdęta i jeść nie mogę.
Wczoraj Mikołaj był smutny. Tylko Woźniak[owska] mi dała ładną chusteczkę uszytą przez nią i 3 róże. Tobie kupiła aksamitny ciekawy krawat i da Ci, jak przyje-dziesz. Ja piszę powieść [Córką Ttiśki] i jestem bardzo
227