ROLBWSKI
Miałem w paltocie na lewej ręce, na prawej ręce nie mam. Schyla sit, stuka.
Jerzy w tej chwili z kieszeni Rolewskiego wyciąga u/ystającąfu-
trzaną rękawiczkę | |
JULIA | |
A gdzież był paletot? | |
ROLBWSKI | |
A prawda, paletot był w przedpokoju. | |
Jerzy położył rękawiczkę na stole. | |
Rolewski wychodzi | |
JERZY | |
Pańska rękawiczka jest na stole. Czy ta? | |
ROLEWSKI | |
osłupiał | |
Ta. Dzię-dziękuję. T-ta. | |
Wraca ku drzwiom | |
JERZY | |
tonem obojętnym | |
Otóż, widzi pani, Kremer... | |
Do Rolewskiego |
Niech pan zaczeka, panie sędzio. Usłyszy pan to, o czym mówiliśmy...
ROLBWSKI
Ale pa-pa-panie.
JERZY
Otóż Kremer...
Do Rolewskiego
Pan musiał znać Kremera, przynajmniej z widzenia. Tbn wysoki... elegancki wąs, oprócz tego początkujący filozof - wiele obiecujący talent - potknął się o wołu, pędzili woły; najspokojniej zdjął kapelusz: „przepraszam” - poszedł dalej. Zdziwiony, że wół nie odpowiedział uprzejmości jakiej na taką grzeczność, ogląda się i mówi sam
do siebie —filozofowie czasem mówią, sami do siebie, układają sobie przez drogę wiele chytrych systematów. Otóż tedy ten Kremer, Fulgenty Kremer, zaszczytnie znany filozof, zadumał się i rzeki: „Coś mi się wszystko zdaje, że to był wół”.
ROLBWSKI
Ho, ho, ho. Ho, ho, ho. I cóż dalej?
JERZY
Dalej idzie ów Kremer—i dalej chytrze kombinuje. Wtem nadchodzi jakiś jegomość, niski, pękaty.
Rolewski zapina guzik u pal to ta Pod kapeluszem bezczelna łysina.
Rolewski musnął włosy
Kremer znowu potknął się. Machnął laską stanął i już w głos woła: „No, patrzcie państwo, znowu ten sam wół!”
ROLEWSKI uderza się po kolanie
Znowu ten wół! Znam, panie, znam tę anegdotkę! Kremer! panie, panie! „Znowu", patrzcie państwo, znowu Fulgenty — cha, cha, cha!
JULIA
Zapominasz, że dzisiaj niedziela. Sklepy zamkną. ROLEWSKI
Prawda... prawda... Patrzcie państwo, znowu ten sam Kremer.
Wychodzi
JULIA
A nie zapomnij kapelusza w cukierni, włóczkę kupując! ROLEWSKI
Kapelusz? Mam, mam.
JULIA
zatrzasnęła drzwi Szpieg. Głupi szpieg.
127