16 KRZYSZTOF DOROSZ
negativa. Musi nauczyć się żyć z zawodną, niepewną prawdą, musi umieć znosić ciśnienie Incomprehensibilitas Dei. Ani religia, ani wiara nie osłonią nas przed trudem ryzyka i błądzeniem po omacku. Wiara jako doświadczenie świętości jest pewna. Lecz jako doświadczenie skończonych istot przyjmujących nieskończoność - jest zawodna. Tego elementu zawodności wiary - twierdzi Tillich - usunąć nie można i trzeba się z nim po prostu pogodzić.1 Idąc via nega(iva, trzeba się również pogodzić z życiem pozbawionym intelektualnych czy moralnych rozwiązań typu „raz na zawsze”; trzeba nauczyć się podejrzliwości wobec prawd religijnych podsuwanych nam^r;formie -prostych-'twierdzeń podlegających dowodzeniu, trzeba oswoić się z paradoksem i jednością przeciwieństw - formami myślii wyobraźni, które lepiej niż twierdzenia potrafią otwierać ukryte furtki do „posiadłości Pana Boga”.
Życie sub specie crucis to przyjęcie zawartych w kondycji ludzkiej sprzeczności; jego celem jest nie iluminacja i gnoza, lecz świętość. Świętość _ zaś to nie moralny tytanizm, lecz dyspozycyjność wobec rzeczywistości ostatecznej, dyspozycyjność polegająca na takim oczyszczeniu własnej duszy, by stała się - choćby tylko częściowo, choćby tylko na chwilę
- otwarta na obecność Boga. Niegdyś, okrtólano tai stan mianem anjma vcapax Dei. Zbędne chyba dodawać, że tadyspozycyj ność jest'odwrotnością serwilizmu; jest wprawdzie posłuszeństwem, ale posłuszeństwem najwyższym wartościom; wymaga zatem odwagi i ponoszenia ofiary
- realizuje się w bólu, cierpieniu, niepewności, czasami nawet w rozpaczy.
Mówiąc przed chwilą o obecności Boga, weszliśmy w paradoks życia sub specie crucis. Bo krzyż - na tym, między innymi, polega jego Dobra Nowina - to nie tylko cierpienie, śmierć i negacja. To również solidarność Boga z bólem i poniżeniem człowieka. I więcej: to znak, że Bóg przychodzi do nas takimi, jakimi jesteśmy, nie stawiając warunków ni wymagań; poprzez Wcielenie gości nie tylko w wyższych sferach moralnej i duchowej doskonałości, lecz udziela się wszystkim. Nie jest tedy prawem, lecz czystą łaską: przychodzi do człowieka nie tylko w jego wzlotach, lecz również w upadkach. Kiedy cierpimy,_kiedy ponosimy klęskę, kiedy przeżywamy załamanie, nie mogąc sprostać wymogom życia religijnego, kiedy tracimy wiarę i kiedy nie potrafimy wierzyć, kiedy jesteśmy bezradni i zrozpaczeni
- Bóg jest z nami. Na tej intuicji, płynącej z obrazu Krzyża i Ukrzyżowanego, oparta jest wielka protestancka doktryna usprawiedliwienia przez wiarę.
« Sitnu! iustus et peccator
Tak w świecie katolickim, jak i protestanckim doktryna usprawiedliwienia przez wiarę poddana została daleko idącym uproszczeniom. Ponieważ dewiza ojców reformacji brzmiała sola fide, przyjęło się mniemanie, że doktryna usprawiedliwienia to swego rodzaju gwarancja udzielana
” Zob. Dynamics of Falth, New York, Harper & Row, 1957, s. 16.
wierze i tylko wierze. Wystarczy zatem - w takiej interpretacji - „przyjąć na wiarę” pewne religijne twierdzenia, by spocząć z założonymi rękami w oczekiwaniu na łaskę Boga - troskę o bliźnich i świat tym bardziej pozostawiając Najwyższemu. To jest oczywiście karykatura. Ale życie protestantów - o czym często wspomina Tillich - bywało bliskie tej karykatury. W świecie luterańskim nauka o usprawiedliwieniu przez wiarę została wdrożona tak gruntownie i systematycznie, że zamiast przekraczać prawo i otwierać człowieka na łaskę Boga, stała się nowym prawem tak samo surowym i represywnym, jak moralno-dewocjonalne reguły, przeciwko którym protestował Luter. Wiara upodobniła się do uczynku warunkującego zbawienie.34
W doktrynie usprawiedliwienia chodzi jednak przede wszystkim o łaskę, nie o wiarę; nie sola fide była najważniejsza, lecz sola gratia. Jakżeż często podkreśla Tillich, że źródłem-usprawiedliwienia jest nie~przyjęcie Boga przez człowieka, lecz... człowieka_-przez Boga: nie wysiłek wiary
- intelektualny, moralny, emocjonalny - lecz dar laski. Słowem, formuła „usprawiedliwienie przez wiarę” jest jeśli nie błędna, to w każdym razie niepełna i winna być zastąpiona formułą „usprawiedliwienie przez łaskę poprzez wiarę”.35 Co to znaczy?
To znaczy, zgodnie z zasadą protestancką, że suwerenny jest tylko Bóg. Żaden uczynek, choćby najwspanialszy, żadne dzieło ludzkich rąk, choćby największe, riie zagwarantuje zbąweńią, Żadna doktryna, żadna instytucja, żadne prawo, żadna praktyka nie złączy człowieka z Bogiem. Jego suwereńność~nie~jeśt niczym zdeterminowana: nie podlega ani naszym pragnieniom, ani mariipulaćjir Gdyby”tak było, gdyby Bóg udzielał się człowiekowi tylko pod warunkiem spełnienia moralnego prawa, zadośćuczynienia pobożnym praktykom czy opanowania teologicznej wiedzy, czyż byłby Bogiem? I jak mizerne szanse zyskania Jego łaski miałyby ułomne istoty ludzkie, uwikłane w grzech i dwuznaczność świata.
Usprawiedliwienie przez łaskę wychodzi naprzeciw wątpliwościom zrodzonym z „kontemplacji” zdeterminowanego bóstwa. Wychodzi naprzeciw rozpaczy płynącej z poczucia, źe grzech nieuchronnie przekreśla moje próby zbliżenia się do Boga, że grosa mi potępienie - i to nie tylko w sensie ostatecznym i teologicznym. Grozi mi potępienie własnego sumienia, ludzkiej zbiorowości, Kościoła czy sekty, religijnego prawa. Grozi
- ilekroć dwuznaczność, której podlegam, nie pozwala mi zostać dobrym katolikiem czy protestantem, prawdziwym mnichem, człowiekiem nieposzlakowanego charakteru, pielgrzymem jedynie słusznej drogi do zbawienia. A religia, która z natury rzeczy „zadaje się” z absolutem, lubi stawiać absolutne warunki. Pragniesz, człowiecze, zbawienia - czyń, co ponad twoje siły, wierz, w co wierzyć niepodobna, bądź tym, kim wcale nie jesteś.
Tak oto mniej więcej jawiła się, religia Marcinowi Lutrowi, który poczuł się w niej osaczony i zamknięty w więzieniu sprawiedliwego Boga. Po wielu 2 1
Zob. Systematic Theology, op.cit., LIII, s. 224.
34 Zob. The Protestant Era, op.cit., s. 133.