46 Cl.lKKORI) Gkkrtz
- takie jest pierwotne znaczenie słowa ftetió - nie zaś w znaczeniu czegoś fałszywego, nierzeczywistego czy też jedynie eksperymentów pomyślanych „jak gdyby". Skonstruowanie zorientowanych na osoby działające opisów wzajemnego uwikłania berberyjskiego wodza, żydowskiego kupca i francuskiego żołnierza w Maroku Anno Domini 1912 jest w sposób oczywisty aktem wyobraźni, nie tak całkiem odmiennym od skonstruowania podobnych opisów, powiedzmy, wzajemnego uwikłania prow incjonalnego francuskiego lekarza, jego głupawej, zdradliwej żony i jej nieudolnego kochanka w dziewiętnastowiecznej Francji. W tym ostatnim przypadku postaci działające zostają przedstawione tak. jakby nie istniały, a wydarzenia, jakby nie wydarzyły się. podczas gdy w tym pierwszym są one przedstawione jako rzeczywiste, lub leż jakby takie były. Jest to różnica niepośledniej wagi: w rzeczy samej Pani Bovary miała trudność, by ją uchw ycić. Ale znaczenie nie leży w takcie, że jej historia została stworzona, a Cohena jedynie zanotowana. Różnią się warunki ich tworzenia i ich cele (nie mówiąc nic o sposobie przedstawienia i jakości). Lecz ta pierwsza jest tak samo ftetió - „wytworem", jak i druga.
Antropolodzy nie zawsze świadomi są w takim stopniu, w jakim mogliby być, że choć kultura istnieje na straganie kupieckim, w górskim forcie czy na pastwisku dla owiec, to antropologia istnieje w książce, artykule, wykładzie, wystawie muzealnej, a obecnie czasem też w filmie. Uświadomić sobie ów fakt, to zdać sobie sprawę, że granica biegnąca pomiędzy sposobem przedstawiania a faktyczną treścią jest w analizach kulturowych równie niemożliwa do przeprowadzenia, jak to dzieje się w malarstwie; a fakt ten wydaje się z. kolei zagrażać obiektywnemu statusowi wiedzy antropologicznej, sugerując, że jej źródło nie leży w rzeczywistości społecznej, lecz w akademickiej sztuczce.
Zagraża jej, lecz. jest to groźba pusta. Domaganie się uwagi dla relacji etnograficznej nie opiera się na zdolności jej autora do uchwycenia jakichś pierwotnych faktów w odległych miejscach i sprowadzeniu ich do domu. w podobny sposób jak maski czy rzeźby, lecz na tym. do jakiego stopnia potrafi on rozjaśnić to, co dzieje się w owych miejscach, zredukować zakłopotanie — cóż za zwyczaje mają ci ludzie? - które w sposób naturalny wzbudzają nieznane działania wyrastające z obcego podłoża. To prawda, powstają pewne poważne problemy z weryfikacją - lub leż jeśli „weryfikacja” jest zbyt mocnym słowem dla tak miękkiej nauki (osobiście wolałbym nazwać to „oszacowaniem") - ze sposobem odróżnienia relacji lepszej od gorszej. Lecz w tym ukryta jest jej siła. Jeśli etnografia jest opisem gęstym, a etnografowie ludźmi, którzy tworzą owe opisy, to rozstrzygającą kwestią dla każdego przykładu
- czy będzie to paszkwil pochodzący z dziennika terenowego, czy monografia dorównująca rozmiarami dziełom Malinowskiego - jest to, czy potrafi ona odróżnić porozumiewawcze mrugnięcia od tików, prawdziwe puszczanie oka od udawanego. Trafność i siłę naszych wyjaśnień musimy mierzyć nie w odniesieniu do niezinterpre-lowanych danych, radykalnie rozrzedzonego opisu, lecz w odniesieniu do mocy naukowej wyobraźni, która dostarcza nam kontaktu ze sposobem życia innych. Nie warto, jak powiedział Thoreau. wędrować dookoła świata po to, aby policzyć koty w Zanzibarze.
V
Otóż założenie, że nie leży w naszym interesie wypranie ludzkich zachowań / prawdziwych właściwości, które zajmują nas. nim jeszcze zaczniemy je badać, urasta czasem do poważniejszego roszczenia: a mianowicie że skoro interesują nas jedynie owe właściwości, to nie musimy przywiązywać wagi. co najwyżej pobieżnie, do samego zachowania. W myśl tego rozumowania kulturę najlepiej traktować jako system czysto symboliczny (chwytliwa formuła brzmi: „rządzący się własnymi prawami”), wyodrębniając elementy, określając wewnętrzne związki pomiędzy owymi elementami, a następnie charakteryzując cały system w pewien ogólny sposób zgodnie z podstawowymi symbolami, wokół których jest ona zorganizowana, fundamentalnymi strukturami, których jest zewnętrznym wyrazem, czy też zasadami ideologicznymi, na których się opiera. Takie hermetyczne podejście do rzeczy, chociaż stanowi wyraźne udoskonalenie wobec pojmowania kultur) jako „wyuczonych zachowań” i „zjawisk myślowych”, i jest źródłem pewnych najbardziej znaczących idei we współczesnej antropologii, wydaje mi się prowadzić do niebezpieczeństwa (które coraz bardziej zaczyna dominować) zamykania się analizy kulturowej przed właściwym jej przedmiotem, nieformalną logiką prawdziwego życia. Niewiele pożytku przynosi wyplątanie jakiegoś pojęcia z niedoskonałości psychologizinu po to jedynie, aby pogrążyć je w niedoskonaloś-ciach. które wiążą się ze schematyzmem.
Do zachowań trzeba przywiązywać uwagę, i to dużą. albowiem to w strumieniu zachowań - czy precyzyjniej, działań społecznych - znajdują swój wyraz formy kulturowe. Oczywiście znajdują one swój wyraz równie/ w różnego rodzaju wytworach kulturowych i różnych stanach świadomości: lecz te ostatnie czerpią znaczenie z. odgrywanej roli (Wittgenstein powiedziałby, z. „użycia”) w realizowanym wzorze życia, a nie z żadnych wewnętrznych związków, które je wzajemnie wiążą. To, co Cohen, szejk i „kapitan Dumari” robili, kiedy „potykali się” o cele pozostałych - prowadzenie handlu, obrona honoru, ustanowienie dominacji - stworzyło nasz. pasterski dramat i to właśnie stanowi, „o" czym jest ów dramat. Czymkolwiek, czy gdziekolwiek, systemy symboliczne „rządzące się swoimi własny mi prawami” miałyby być. zyskujemy do nich empiryczny dostęp poprzez badanie wydarzeń, a nie przez porządkowanie abstrakcyjnych bytów w ujednolicone wzory.
Dalszą implikacją takiego twierdzenia jest uznanie, że spoistość nie może być głównym sprawdzianem ważności opisów kulturowych. Systemy kulturowe muszą mieć minimalny stopień spójności, inaczej nie nazywalibyśmy ich systemami; a jak wynika z obserwacji, zazwyczaj mają one jej nawet znacznie więcej. Lecz nic ma nic bardziej spoistego niż iluzje paranoika czy opowieść oszusta. Siła naszych interpretacji nie może opierać się, jak to zbyt często dzieje się obecnie, na ich zwartości czy na pewności siebie, z jaką są proponowane. Jak sądzę, nic nie przyczyniło się bardziej do zdyskredytowania analiz kulturowych niż. konstruowanie nieskazitelnych opisów porządków formalnych, w których rzeczywiste istnienie nikt całkiem nie wierzy.