50 ClJKKORD GlCKKTZ
raczej ułomna. Przedstawić symetryczne kryształy znaczenia, oczyszczone z materialnej złożoności, w' której się mieściły, a następnie przypisać ich istnienie autogennym zasadom porządku, uniwersalnym własnościom umysłu człowieka, czy bezmiernym apriorycznym weltanschauungen. to rościć sobie pretensję do nauki, która nie istnieje, i wyobrażać sobie rzeczywistość, której nie można odnaleźć. Analiza kulturowa jest (czy też powinna być) domyślaniem się znaczeń, oszacowaniem tych domysłów i wyciąganiem konkluzji wyjaśniających na podstawie lepszych domysłów, nie zaś odkrywaniem ..kontynentu Znaczenia” i sporządzaniem mapy jego bezcielesnego krajobrazu.
A zatem istnieją trzy cechy charakterystyczne opisu etnograficznego: jest on interpretujący; to. co jest interpretowane, to strumień dyskursu społecznego; interpretowanie polega na próbie uratowania tego co ..powiedziane" dyskursu przed przepadnięciem i utrwalenia go w terminach możliwych do odczytania. System kula odszedł lub uległ przemianie, lecz Argonauci Zachodniego Pacyfiku pozostaną na dobre i na zle. Istnieje jednak dodatkowo czwarta cecha charakterystyczna takiego opisu, przynajmniej w' mojej praktyce: to mikroskopijność.
Nie znaczy to wcale, że nie ma zakrojonych na wielką skalę interpretacji antropologicznych całych społeczeństw, cywilizacji, ogólnoświatowych wydarzeń itp. W rzeczy samej to właśnie otwarcie naszych analiz, na szersze konteksty, z ich teoretycznymi implikacjami łącznie, pozwala polecić je szerszej uwadze i usprawiedliwia ich tworzenie. Nikogo naprawdę nie obchodzą już dziś. nawet Cohena (no dobrze... może z wyjątkiem Cohena), owe owce jako takie. Iłyć może historia ma własne nie rzucające się w oczy punkty zwrotne, „wiele hałasu na małej przestrzeni", lecz to niewielkie zawirowanie z pewnością do nich nie należy.
Znaczy to tylko, że antropolog w znamienny dla siebie sposób podchodzi do takich szerszych interpretacji i bardziej abstrakcyjnych analiz od strony niezwykle poszerzonej znajomości wyjątkowo małych spraw. Staje wobec tych samych wielkich realiów, z. którymi inni - historycy, ekonomiści, politolodzy, socjolodzy - konfrontują się w bardziej zdeterminowanych układach: Władzą, Zmianą. Wiarą, Uciskiem, Pracą. Namiętnością. Autorytetem. Pięknem. Gwałtem. Miłością, Prestiżem; lecz mierzy się z nimi w na tyle niejasnych kontekstach - miejscach takich jak Marmusza i przy okazji żywotów podobnych Cohenowi - że od razu odbiera się im dużą literę. Te aż nazbyt ludzkie stałe, „owe wielkie słowa, które wzbudzają w nas wszystkich lęk”, w swojskich kontekstach przybierają swojskie formy. Lecz to przemawia na ich korzyść. Na świccie jest już wystarczająco dużo głębi.
Problemu, jak przejść od kolekcji miniatur etnograficznych w rodzaju naszej historii o owcach - wyboru uwag i anegdot - do pełnowymiarowych pejzaży kulturowych narodu, epoki, kontynentu czy cywilizacji, nie da się łatwo pokonać za pomocą mglistych aluzji do cnoty konkretności i mocno osadzonego w faktach umysłu. Dla nauki zrodzonej pośród plemion indiańskich, wyspiarzy Pacyfiku i afry kańskich lineaży, a następnie ogarniętej większymi ambicjami, okazuje się to wielkim problemem metodologicznym, ponadto najczęściej źle ujętym. Modele, które antropolodzy wypracowali, aby usprawiedliwić przejście od lokalnych prawd do wizji ogólnych, są w rzeczywistości w równym stopniu odpowiedzialne za podkopanie tych wysiłków, jak wszystko co ich krytycy byli w stanie przeciwko nim wymyślić: socjolodzy ogarnięci obsesją wielkości próby, psycholodzy - pomiarami. czy ekonomiści - agregowaniem danych.
Dwa główne spośród nich to: model „miasteczka Jonesów jako mikrokosmosu I SA" oraz model ..naturalnego eksperymentu” - „Wyspa Wielkanocna jako przypadek Jo testowania”. Albo niebo w ziarnku piasku, albo najdalsze brzegi możliwości.
Ułuda „miasteczka Jonesów jako Ameryki” pisanego małymi literami (czy ..Ameryka jako Miasteczko Jonesów” pisane wielkimi) jest tak oczywista, że jed>ną rzeczą, która domaga się wyjaśnienia, pozostaje kwestia, w jaki sposób ludzie zdołali w to uwierzyć i oczekują, aby i inni poszli w ich ślady. Przekonanie, że można odnaleźć istotę społeczności narodowych, cywilizacji, wielkich religii czy czegokolwiek tam jeszcze, zsumowane w uproszczonej formie w tzw. typowych małych miasteczkach czy wioskach, jest oczywistym nonsensem. To, co odnajduje się w małych miasteczkach i wioskach, to (niestety) małomiasteczkowe lub wiejskie życie. Jeśli większa ważność umiejscowionych, mikroskopijnych badań rzeczywiście zależałaby od takiej przesłanki - uchwycenie wielkiego świata w małym - to takie badania nie odnosiłyby się do niczego.
Tak jednak oczywiście nie jest. Miejsce badania nie jest przedmiotem badania. Antropolodzy nie badają wiosek (plemion, miast, sąsiedztw...); prowadzą badania w wioskach. Możesz badać różne sprawy w różnych miejscach, a pewne sprawy - np. jak panowanie kolonialne wpływa na utrwalone ramy oczekiwań moralnych - najlepiej badać w zamkniętych społecznościach. Ale to. co badasz, nie stwarza miejsca. W odleglejszych regionach Maroka i Indonezji zmagałem się z tymi samymi pytaniami, z którymi inni badacze społeczni zmagali się w bardziej centralnych rejonach - np. jak to się dzieje, że najbardziej natarczywe przypisywanie sobie człowieczeństwa nakłada się na akcentowanie grupowej dumy? - i dochodziłem mniej więcej do tych samych wniosków. Można dorzucić jakiś wy miar, na który istnieje zapotrzebowanie w aktualnym klimacie nauk społecznych nastawionych na „zmierzenie skali i rozwiązanie problemu”; lecz to już wszystko. Istnieje pewna wartość w tym - jeśli zamierzasz zajmować się wyzyskiem mas - żeby zobaczyć jawajskiego dzierżawcę gruntu, który kopie ziemię w czasie tropikalnej ulewy, czy marokańskiego krawca haftującego kaftan w świetle rzucanym przez dwudziestowatową żarówkę. Lecz wyobrażanie sobie, że to umożliwia ci wgląd w całą sprawę (i wzniesie cię na moralnie dogodne miejsce obserwacji, pozwalające ci patrzeć z góry na etycznie mniej uprzywilejowanych), jest pomysłem, który może bawić jedynie kogoś, kto zbyt długo przebywał w buszu.
Pojęcie „naturalnego laboratorium" jest równie zgubne, nie tylko dlatego że analogia ta jest fałszywa - cóż to za laboratorium, skoro żadnym z parametrów nie da się manipulować? - lecz również dlatego iż wiedzie ono do wyobrażenia, że dane wywodzące się z badań etnograficznych są czystsze lub bardziej fundamen-