przyjemnie, ale przecież te życiu mężczyzny jest miejsce
dla kilku kobiet, zanim wybierze tę właściwą...
Przewal jej:
— Mówiłem ci już nie raz, że nie chcę nikogo oprócz ciebie. Kocham cię. Dałaś mi tyle szczęścia. Nie wyobrażam sobie innej kobiety obok siebie. Potrzebuję cię. Nie mogę bez ciebie żyć. Nie mogę żyć bez twojego głosu, twojego ciała, tiooich ust, twoich pieszczot...
Nie chciała go zranić, ale powiedziała:
— Nie kocham cię, Marku! Nie chcę cię unieszczęśli-wić. A ty przecież nie iviesz, jakie są inne kobiety. Nie znasz innych kobiet. Musisz się trochę rozejrzeć...
— Nie chcę tego słuchać! Wiem, że i ty mnie kochasz. Przecież mnie całowałaś, pieściłaś, pozwalałaś wszędzie się dotykać. Byłaś dla mnie taka dobra i miła...
— Daj mi trochę czasu. Daj trochę czasu sobie. Wyjedź na wakacje! Odpocznij!
Ta rozmowa nic nie dała, niczego nie wyjaśniła. Ale w lipcu Marek zdawał egzaminy na uniwersytet. Zdał, został przyjęty i wyjechał z rodzicami nad morze. Ewa spotykała się z Pawłem. Było im coraz lepiej ze sobą.
W końcu sierpnia przed domem wpadła na Marka. Ucieszył się:
— Wróciłem wczoraj. Dzwoniłem. Nie było cię.
Tym razem była brutalna:
— Przepraszam cię, ale się śpieszę. Jestem umówiona.
I odwróciła się od niego. Usłyszała jak Marek mówi:
— Przemyślałem wszystko. Ja chcę się z tobą ożenić. Tylko ty możesz być moją żoną...
Coś w niej drgnęło. Tyle łat łaknęła tych słów. Takich oświadczyn. Wreszcie się doczekała. Już miała zamiar zatrzymać się, spojrzeć na pierwszego mężczyznę, który tak pragnął spełnić jej imarzenia, ale w tym samym momencie zobaczyła zbliżającego się do niej Pawła. Jej wspaniałego kochanka. VV ręku niósł ogromny bukiet czerwonych róż...
Harry opuścił zasłonę w oknie, zapalił stojącą lampę i rozejrzał się dookoła. Piękny pokój, pomyślał, solidne meble, puszyste dywany, obrazy starych mistrzów na ścianach. Ten sir Norman Woolton umie żyć. Ciekawe, że człowiek tak mieszkający wyjeżdża w długą podróż, aby kręcić się po nieprzytulnych hotelach. A dla niego, Harrego Sugara, stworzyło to dogodny moment, aby gruntownie rozejrzeć się po tym mieszkaniu,
Ponieważ miał wiele czasu, postanowił przede wszystkim napić się czegoś. Obok telewizora znajdował się domowy barek. Wydawał mu się mały, ale nie chodziło przecież o wielkość lecz o zawartość. Harry otworzył drzwiczki i zdumiał się: stało tam wiele flaszek, ale zawierały przeważnie soki owocowe. Dla niego interesujące były tylko dwie flaszki: jedna z whisky i jedna z sherry.
Nalał sobie do szklanki whisky, ale zanim podniósł ją do ust, usłyszał dzwonek przy drzwiach wejściowych. Omal nie wypuścił szklanki z dłoni. Któż to może dzwonić? O w pół do dwunastej w nocy! Czy powinien zgasić światło i zachowywać się cicho? A jeżeli promień światła padł na ulicę i przechodzący zauważył to, będzie zdziwiony, że nikt mu nie otwiera.
Dzwonek zabrzmiał po raz wtóry, tym razem dłużej i gwałtowniej.Harry ostrożnie uchylił zasłonę i z przerażeniem zauważył na ulicy policjanta. Otworzył więc okno i krzyknął: — Proszę chwilę zaczekać! Następnie otworzył szafę, znalazł bonżurkę i ranne pantofle Wool-tona. ŻdjąPkrawat i rozpiął kołnierzyk koszuli. Otwierając drzwi policjantowi, przeżył chwilę grozy, nie wiedząc, czy tamten zna gospodarza.