ści niczym koniecznemu modelowi. Nie należy się spodziewać — przynajmniej na tym poziomie i przy tej formie opisu — że zdołamy napisać historię, która w sposób pełnoprawny byłaby, zarazem w swojej formie, regularności i naturze, historią świadomości indywidualnej bądź bezosobowej, zamysłu, systemu intencji, zespołu celów. Czas dyskursów nie jest przełożeniem na widoczną chronologię niejasnego czasu myśli.
Analiza wypowiedzi dokonuje się więc bez odniesienia do cogito. Nie pyta, kto mówi, kto ujawnia się lub ukrywa w tym, co mówi, kto, zabierając głos, realizuje swą najwyższą wolność bądź kto podporządkowuje się mimo woli ograniczeniom, które niedokładnie dostrzega. Mieści się ona w rzeczywistości na poziomie jakowegoś „mówi się”, przy czym nie trzeba przez to rozumieć czegoś w rodzaju wspólnej opinii, zbiorowego wyobrażenia narzucającego się wszelkiej jednostce ani też wielkiego anonimowego głosu, co daje się nieuchronnie słyszeć w dyskursie każdego człowieka. Chodzi o zbiór rzeczy powiedzianych, o relacje, regularności i przekształcenia, jakie można w nim zaobserwować, o dziedzinę, w której pewne układy i Skrzyżowania wskazują szczególne miejsce podmiotu mówiącego i mogą tym samym otrzymać miano autora. „Mówi ktokolwiek” — ale tego, co mówi, nie mówi skądkolwiek, albowiem jest nieuchronnie ujęty w sieć zewnętrzności.
Trzecia cecha analizy wypowiedzi: zwraca się ona ku specyficznym formom kumulacji, które nie są tożsame ani z interioryzacją w postaci wspomnienia, ani z obojętnym sumowaniem dokumentów. Zazwyczaj, kiedy analizuje się dyskursy już zrealizowane, uznaje się, iż są one jakby dotknięte gruntownym bezwładem: zachowały się dzięki przypadkowi lub trosce ludzi oraz ich złudzeniom co do wartości i nieśmiertelnej godności ich słów; tym samym stają się one niczym innym jak stosem zapisów, pokrytych kurzem bibliotek, śpiących snem, do którego nieustannie zdążały, odkąd zostały sformułowane, odkąd je zapomniano i odkąd ich widoczny efekt zatarł się z biegiem czasu. Mogą one co najwyżej powrócić szczęśliwym zbiegiem okoliczności jako znaleziska w toku lektury; mogą co najwyżej okazać się nośnikami oznak odsyłających do chwili, w której je wypowiedziano; i gdy te oznaki zostają odczytane, mogą one co najwyżej wyzwolić — dzięki czemuś w rodzaju pamięci
157