on paradoksalny tylko w zestawieniu z przyzwyczajeniami historyków. One to raczej — wypełnione troską o ciągłości, o przejścia, o zapowiedzi i wcześniejsze zarysy — prowadzą bardzo często do paradoksu, Między Daubentonem a Cuvie-rem. między Anąuetilem a Boppem, między Graslinem, Tur-gotem czy Forbonnais a Ricardem, zjawiają się — pomimo tak nikłego przedziału chronologicznego — niezliczone różnice wielorakiej natury: jedne są ściśle zlokalizowane, inne powszechne; jedne dotyczą metod, inne pojęć; raz chodzi o dziedzinę przedmiotów, innym razem o całość narzędzi językowych. Jeszcze bardziej uderzający jest przykład medycyny: w przeciągu ćwierćwiecza, w latach 1790—1815, dyskurs medyczny uległ głębszym przeobrażeniom niż w całym okresie poprzednim — od XVII wieku, od średniowiecza zapewne, a może nawet od czasów medycyny greckiej. Modyfikacja ta pozwoliła ukazać się nowym przedmiotom (uszkodzenia organiczne, ogniska głębokie, zmiany tkankowe, wewnątrzustrojowe drogi i formy dyfuzji, oznaki i współzależności anatomiczno-klinićzne), technikom obserwacji, wykrywania ogniska chorobowego, rejestracji; ujawniła inny podział pola percepcji i niemal całkiem nowe słownictwo opisu • uruchomiła nieznane układy pojęć i klasyfikacje chorób (stuletnie, niekiedy tysiącletnie kategorie — jak „gorączka” lub „konstytucja” — zanikają, zaś choroby stare jak świat — takie jak gruźlica — zostają wreszcie wyodrębnione i nazwane). Niechże więc ci, którzy przez przeoczenie nigdy nie zajrzeli do Nozografii filozoficznej lub do Traktatu o błonach, powtarzają, że archeologia arbitralnie wynajduje różnice. W rzeczywistości usiłuje ona jedynie traktować je poważnie: rozwikłać ich splot, określić, jak się rozkładają, jak z siebie wzajem wynikają, jak sobą rządzą, jak są sobie podporządkowane i do jakich odrębnych kategorii należą. Krótko mówiąc, chodzi o opisanie tych różnic, a przy tym o ustalenie systemu różnic, jakie z kolei je dzielą. Jeśli istnieje paradoks archeologii, to nie polega on na tym, że mnoży ona różnice, ale na tym, że wzbrania się przed ich redukowaniem i odwraca tym samym zwyczajowe wartości. Dla historii idei różnica zjawia się jako błąd lub pułapka; miast pozwolić się przez nią zatrzymać, przenikliwa analiza powinna ją rozproszyć: odnaleźć pod nią różnicę mniejszą, a pod tą z kolei — jeszcze bardziej ograniczoną, i tak w nieskończoność, aż po ową idealną granicę, którą jest brak różnicy w doskonałej • i.igłości. Archeologia natomiast obiera za przedmiot opisu to, i u zazwyczaj uważa się za przeszkodę: stawia sobie za cel nie przezwyciężenie różnic, lecz zbadanie ich, stwierdzenie, na r/.ym właściwie polegają, oraz ich zróżnicowanie. Jak lego zróżnicowania dokonuje?
a) Zamiast przyjmować, że dyskurs składa się po prostu v: jednej serii zdarzeń jednorodnych (sformułowań indywidualnych). archeologia rozróżnia w gęstwie dyskursu kilka możliwych płaszczyzn zdarzeniowych: płaszczyznę samych wypowiedzi w ich jednostkowym wyłanianiu się; płaszczyznę z jawiania się przedmiotów, typów wypowiadania, pojęć i wyborów strategicznych (lub przekształcania się tych, co już istnieją); płaszczyznę derywacji nowych reguł formacyjnych, wywodzących się z reguł, które już działają — ciągle jednak w obrębie jednej i tej samej pozytywności; wreszcie, czwartą płaszczyznę, na której następuje zastąpienie jednej formacji dyskursywnej przez drugą (a także po prostu ukazanie się bądź zniknięcie jakiejś pozytywności). Tego rodzaju zdarzenia, o wiele rzadsze, są dla archeologii najważniejsze: ona tylko, w każdym razie, może je ujawnić. Nic stanowią wszelako wyłącznego przedmiotu jej opisu. Mylilibyśmy się, sądząc, iż rządzą one kategorycznie wszystkimi innymi, i że wywołują, na różnych planach, które wyodrębniliśmy, odpowiadające sobie i jednoczesne rozłamy. Wszystkie zdarzenia. które mają miejsce w gęstwie dyskursu, nie tworzą układu jednoznacznie pionowego. Oczywiście z pojawieniem się jakiejś formacji dyskursywnej wiąże się częstokroć znaczna odnowa przedmiotów, form wypowiadania, pojęć i strategii (zasada ta nie jest jednak powszechna: gramatyka ogólna powstawała w XVIII wieku nie wprowadzając dostrzegalnych modyfikacji do tradycji gramatycznej); nie sposób jednak wskazać określonego pojęcia lub pojedynczego przedmiotu, które by nagle objawiły obecność tej formacji. Nie należy przeto opisywać podobnego zdarzenia w kategoriach odpowiednich dla wyłaniania się sformułowań czy dla zjawiania się nowego słowa. Daremne są w tym wypadku pytania: „Kto jest jego autorem? Kto mówił? W jakich oko-licznościch i w obrębie jakiego kontekstu? Jakimi pobudzany intencjami i jakim zamysłem?” Pojawienie się nowej po-zytywności nie jest sygnalizowane przez nowe zdanie — nieoczekiwane, zadziwiające, logicznie nieprzewidywalne, stylistycznie odchylone od normy — które miałoby włączyć się
rclieologia wiedzj