świata składa się z tych 'twierdzeń, których uznanie jest skuteczne ze względu na dążenie do tego celu. Jest to możliwa, chociaż zapewne nie zniewalająca logicznie interpretacja wniosków, jakie wynikają z konwencjonałi-styeznej krytyki. Dotyczy nadal miejsca, jakie myślenie naukowe zajmuje w całości życia ludzkiego, nie jest zaś propozycją uzupełnień, które poznanie mogłoby 'Otrzymać z innych i' bogatszych jakoby źródeł.
5. Wyniki. Konwencjonalizm jest kontynuacją filozofii pozytywistycznej, ale w pewnym sensie także jej porażką, rodzajem autodestrukcyjnej refleksji wewnątrz pozytywistycznego stylu. To, co jest istotne z naszego punktu widzenia, nie dotyczy szczegółowych kwestii związanych z testowalnością hipotez naukowych, ale sensu owej krytyki dla sporów natury filozoficznej. ..
Dwie okoliczności zasługują na uwagę, kiedy chcemy szczególną rolę konwencjonalistycznej krytyki wiedzy w dziejach pozytywizmu ujawnić.
Po pierwsze więc, filozofia pozytywistyczna tradycyjnie zakładała, że nauka jest taką klasyfikacją faktów, która treściowo nie dodaje do nich niczego; inaczej, tak zwane generalizacje czy interpretacje tłumaczące nie mają samodzielnej funkcji poznawczej, ale pełnią rolę skrótowych zapisów symbolicznych dla efektywnie poczynionych doświadczeń. Jest to, z grubsza mówiąc, założenie nomina-liśtyczne. Nieobserwowalne składniki naszego opisu świata należą do sfery języka. Opisujemy „to co dane” za pomocą środków językowych wskazujących na coś, co nie jest „dane” właśnie, ale ma tworzyć jakąś nieujawnioną „wewnętrzną” (w nieprzestrzennym znaczeniu słowa) strukturę zjawisk. Nie znaczy to wszakże, że twierdzimy cokolwiek o świede nieobserwowalnym, że przypisujemy mu jakieś cechy określone; po prostu tworzymy sobie bardziej dogodny sposób opisu, który pozwala uschematyzować doświadczenie lepiej, niż gdyby się był składał wyłącznie ze szczegółowego opisu samych doświadczeń. To, co dane, czyli to, co pozytywne właśnie, stanowi jedyną treść rzeczową nauki — reszta jest instrumentem komunikowania i zapamiętywania empirycz
Otóż konwencjonalizm podjął właśnie krytykę „tego, co dane”. Pisarze tej orientacji zauważali, że nie można naprawdę utrzymać schematu, który zakłada jednokierunkowy ruch myśli od pierwotnego faktu do schematyzacji naukowej, ponieważ fakt pierwotny nie istnieje, a twierdzenia, prawa i teorie naukowe nie są sprowadzalne do „faktów”, nie mają tedy owej „gołej” i elementarnej treści, którą by podawały tylko w słownym przebraniu łatwiejszym dla zapisu. Stąd właśnie — zgodna zresztą z duchem myśli pozytywistycznej'— deprecjacja poznawczych walorów nauki na rzecz wartości utylitarnych lub estetycznych. Pozytywizm w tej swojej odmianie zachwiał do pewnego stopnia własnymi założeniami, podważył bowiem wiarę w.proste stosunki między percepcją a teorią (spostrzeżenie—tłumaczenie—sprawdzenie), ujawnił dno abstrakcji utajone w owych pierwotnych spostrzeżeniach stanowiących wyjściowy materiał wiedzy. Powstał tedy problem: czy wtedy, gdy przyjmuje się tę krytykę do wiadomości, stanowisko empirystyczne, tradycyjnie sprzężone z pozytywistyczną filozofią, jest jeszcze w ogóle do utrzymania?
A oto drugi punkt do refleksji. Od czasów Hume’a pozytywizm nieprzerwalnie miał podwójną orientację polemiczną: redukując doktryny i pojęcia metafizyczne do czysto werbalnych, poznawczo bezpłodnych tworów, zwracał się na równi przeciwko wyobrażeniom spirytualistycznym i przeciwko metafizyce materialistów. Doktryna metodologiczna, o której mówimy, może uchodzić za taką wersję pozytywizmu, w której krytyka nauki wymierzona jest jednostronnie przeciwko atakom podejmowanym ówcześnie przez scjentystów lub naturalistów przeciwko ispirytualizmowi i wierze religijnej. Mamy do czynienia przy tym z wyraźnie uświadomioną intencją: zrekonstruować status epistemologiczny czynności naukowych w taki sposób, aby uniknąć możliwej ich kolizji z wiarą i ocalić dzięki temu prawomocność wiary z poznawczego punktu widzenia — wiary skonfrontowanej z, nauką czysto utylitarną w swoich wartościach głównych. Neu-
163
U*