Gibson,'pomiędzy widzeniem a poznaniem cielesnym (kinestezją) zachodzi wzajemne oddziaływanie, czego Berkeley nie spostrzegł. Istnieją czysto wizualne wskaźniki percepcji przestrzeni, takie jak np. fakt, że pole wizualne rozszerza się w miarę przybliżania się do czegoś, a zwęża w miarę oddalania. Jednym z cennych wkładów Gibsona było to, że jasno postawił tę właśnie sprawę.
Coraz więcej badaczy z rozmaitych dziedzin zaczyna dostrzegać potrzebę lepszej znajomości podstawowych procesów warunkujących „subiektywne” doświadczenia człowieka. To co wiemy o wejściach sensorycznych, dowodzi, iż bez syntezy na poziomie mózgu płynące z nich bodźce byłyby zupełnie inne, niż są faktycznie. Drzwi, dom czy stół widzimy zawsze — co jest paradoksalne — w tym samym kształcie i kolorze, choć kąt, pod jakim na nie spoglądamy, jest za każdym razem inny. Gdy tylko zapoznamy się z ruchem gałki ocznej, okaże się dla nas jasne, że obraz na siatkówce nie może być ciągle ten sam, gdyż oko znajduje się w ciągłym ruchu. Wobec takiego odkrycia rzeczą istotną jest dokładne zbadanie owego procesu, który umożliwia człowiekowi statyczne widzenie czegoś, co na siatkówce rejestrowane jest jako znajdujące się w ciągłym ruchu. Z tym samym wyczynem dokonanym przez syntezę w mózgu spotykamy się przy odbieraniu tego, co mówią do nas inni.
Lingwiści powiadają, że jeśli zanalizuje się i zarejestruje szczegółowo dźwięki mowy, jest często niezwykle trudno wskazać wyraźne rozróżnienia pomiędzy poszczególnymi dźwiękami. Powszechnym przeżyciem podróżników przybywających do obcego kraju jest nagłe odkrycie, że nie mogą zrozumieć języka, którego się uczyli. Ludzie mówią tu inaczej niż nauczyciel! Może to całkowicie zbić z tropu. Każdy, kto znalazł się kiedyś w gronie ludzi mówiących zupełnie mu nie znanym językiem, wie, że początkowo brzmi to jak nie dający się zróżnicować szum. Dopiero później zaczynają się pojawiać pierwsze zarysy formy dźwiękowej. Gdy jednak wyuczy się dobrze języka, syntetyzuje z takim powodzeniem, że potrafi wyjaśnić niezwykle rozległy zasięg wydarzeń. Rozumie wówczas to, co w innej sytuacji bjdoby nie dającym się zrozumieć bełkotem.
Łatwiej przychodzi nam zaakceptować teorię, że mówienie i rozumienie jest procesem syntetycznym, niż przyjąć, że widzenie ma ten sam charakter; w mniejszym bowiem stopniu zdajemy sobie sprawę z aktywności widzenia niż z aktywności mówienia. Nikt nie sądzi, że musi nauczyć się tego, jak „widzieć”. Jeżeli jednak przyjmie się tę tezę, można wyjaśnić znacznie więcej zjawisk niż poprzestając na starym, rozpowszechnionym mniemaniu, że rzeczywistość jest statyczna i zuniformi-zowana i rejestruje ją pasywny wizualny układ receptorów, tak że to, co widzimy, jest takie samo dla wszystkich ludzi, a zatem można to traktować jako uniwersalny punkt odniesienia.
Twierdzenie, że dwie osoby nigdy nie widzą dokładnie tej samej rzeczy, gdy aktywnie posługują się oczami w normalnej sytuacji, wydaje się niektórym ludziom wstrząsające, gdyż zakłada, że nie wszyscy odnoszą się do otaczającego ich świata w ten sam sposób. Bez uznania takich różnic jednakże nie da się dokonać przekładu z jednego świata percepcyjnego na inny. Różnice pomiędzy światami percepcyjnymi łudzi z tej samej kultury są oczywiście mniejsze niż pomiędzy światami percepcyjnymi ludzi z różnych kultur, ale stwarzają pewne problemy. W młodszych łatach spędzałem często lato ze studentami na wykopaliskach archeologicznych w wysoko położonych pustyniach północnej Arizony i na południu stanu Utah. Wszyscy członkowie ekspedycji mieli ważką motywację do szukania wyrobów kamiennych, zwłaszcza grotów. Maszerowaliśmy jednym rzę-
109