pływem aksamitnych horoskopów nie zmieniają koszul poplamionych. Błędny rycerz wyrywa dzidą własne serce i poświęca je Madonnie czerwone, żywe, człopiące.
W kruchcie po glinianej podłodze od tronu arcybiskupa do zamurowanej niszy smętnej owdowiałej Dione płazą, kulą się, czołgają płaskie rozzochrane czarownice. Wieśniacy z Norcji6 podnoszą mleczne maczugi.
Wrota otwierają się naścież.
2. Biczowany rab, niewolnik Onanji spotkał na swojej drodze, na trzecim stopniu Krzywego Koła trzynastoletnią Beatrice7. A że był zmierzch i odpędzał długą aksamitną rzęsą wszelkie niepogody i niewczesne klątwy — więc wziął ją za paluszki i poprowadził na swoje szkarłatne, samotne łoże. Lecz wyczerpany (niemoc zwinęła mu kręgosłup i zwiędłe ręce) odwrócił się do niej tyłem: I pchnięty stoczył się bezdźwięcznie przez kwadratowy otwór w skarbce trzynastu niebieskich rozbójników.
NAKŁADANO NA RĘCE RÓŻANE KAJDANKI.
JA. Stara klempa, drapiąc różowe, tłuszczem sfałdowane kolano, z za lady rzuciła na mnie ponsowe spojrzenie Messalin.
ja piję haustem granatowy poncz. ja piękny jak niebieskie PIĘKNO PĘKNIĘTEGO ANTYKU.
PONURE WĘDRÓWKI. Scytowie okrakiem na drobnych wichrach8, zady zdrowe a pachnące, owłosione u dołu nogi mogą cię pewnych nieszporów grynszpanowego wieczoru przenieść w zamorskie djamentowe krainy.
W pałacu giętkim jak lotos, w giętkim jak lotos pałacu, w obszernej adamaszkowej komnacie, czeka na ciebie apetycznie pachnąca, różowa zupa przyrządzona kunsztem porannej dziewczynki.
2. Wędrówki Zapomnienia między Arką Przymierza a Arką Zgonu.
Bladzi orgjaści każdy w maleńkiej iluminowanej nadziemskim światłem katedrze podsłuchują tempo moich matowych posępnych kroków.
Czasem stopy moje okłamują pracę bednarską kafli płaskością troglodyty lub homo cromagnensis. Chodzę tam i nazad tam i na-zad pomiędzy arkady strupioszale moich grzechów.
3. Moje twarze, które zmieniam z każdym zenitem słońca nie idą na marne. Przechowują się w obszernych stęchłych podziemiach o filarach podtoczonych robactwem, barwnemi bujnemi karlicami boliwijskich okrętów i fioletową poświatą szpar. Nadziane na haki pokryte krwawą rdzą, w miejscach czoła, gdzie pewnej nocy wświdruję gnuśny ładunek brauningu (dzierżonego mocno w prawej łapie). Pomiędzy siwemi brodami wyrastającemi każdej lunatycznej pełni tułają się i wyją białe szakale.
4. Ogłosiłem się carem przestrzeni, wrogiem wnętrza i czasu.
Posiadłszy radosną wiedzę maski, pałałem cudowną żądzą: uprzestrzenić się! Lecz pewnego razu przeraziła mnie bezdenna szpara, którą ujrzałem tuż powierzchnią nosa, gdym nań patrzył prawym okiem. Przeklęta szpara, przeklęte principium in-dividuationis, jak żółty kaftan mnie przeraża, trapi, chłoszcze, skręca, paraliżuje. Skąd wziąść moc by je przestąpić! Skąd! Odtąd trwałem osłupiały jak niebo, wpatrzony w blady płomyk świecy, palącej się w lustrze u dołu w lewym kącie. Tylko fantasmagorje księżyców budziły mnie z odrętwienia: marszcząc i kurcząc niemożliwie twarz w popielatej poświecie, schyloną z lewej strony i podnosząc prawę ramię i prawy paluszek; ot tak, i lewy paluszek nieco niżej zginając prawe kolano: ot tak! drepczę i kwiczę: tim tiu tju tua tm tru tia tiam tiamtiom tium tiu tium tium.
5. Wydobywam błękitność z esencji siwych godzin między północą a południem. Biesiady zapomnianych misterji zapisuję na czarne płyty szyb. W głębokich wilgotnych podziemiach wywołuję duch tlenia i rozwieszam go na kołki trójkolorowych latarni przybitych do amfiteatrów ścian.
NOCNE ROZRYWKI GENTLEMENA. Andaluzyjskie czarownice klaszczące kastanietami wtańczyły wesołego one stępa z muzykalnym Żydem długim długim czarnym chudym w nie-