giczne.
miasta stały się ośrodkami kolonizacji niemieckiej, zwłaszcza w zachodniej połaci kraju, przybysze zresztą prędzej czy później zasymilowali się z otoczeniem i spolszczyli. Wschodnia natomiast polać miała po miastach i miasteczkach inne składniki narodowościowe, Ormian, niekiedy Tatarów, nie mówiąc już o miejscowej ludności ruskiej, ukraińskiej czy białoruskiej. Po dużych miastach istniały nadto dzielnice żydowskie, których odpowiednikiem po miasteczkach bywały co najmniej ulice z ludnością żydowską. A wreszcie od wieków do miast i miasteczek napływała ludność wiejska, pełniący funkcje „us-knechtów”, dozorców domowych, czy „miks-tatników”, tragarzy. Proces ten, któremu zapobiegać usiłowało prawo pańszczyźniane, przybrał charakter wręcz żywiołowy w w. XIX, gdy pańszczyzna znikła, przed głodującymi zaś masami chłopskimi otworzyły się widoki pracy w powstającym po miastach przemyśle.
Wszystkie te czynniki kształtowały folklor miejski, czy może raczej folklor przedmieścia, przedmieście bowiem nawet w miastach największych było czymś pośrednim między miastem a wsią, jako ze tam wieś sąsiadowała z miastem, gdy po miasteczkach znowuż obok siebie mieszkali rzemieślnicy i rolnicy, przy czym rzemiosło bardzo często łączyło się z uprawą roli.
W takich warunkach rozwijający się folklor miejski wykazywał mnóstwo składników swoistych, związanych z życiem miasta i jego instytucjami, obcymi życiu wiejskiemu. Miasta tedy miały dużo podań historycznych i miejscowych, dotyczących zamków, kościołów, znanych budynków, a wreszcie władców i różnych wybitnych osobistości. Dość wymienić Kraków, Gniezno, czy choćby Lublin, siedzibę trybunału, by uzasadnić zdanie poprzednie. Podaniom zaś towarzyszyły i towarzyszą do dzisiaj przeróżne anegdoty i przysłowia. Dość zajrzeć pod hasła „Kraków”, „Lwów”, „Poznań”, „Warszawa” u -Adalberga, by pod każdym z nich zrtaleźć dziesiątki przysłów, utrwalających takie czy inne właściwości danego miasta.
Każde miasto miało instytucje szeroko na ratuszu, do których należały i sądy, oraz dopełniające je więzienia. W naszej dawnej literaturze niewiele — niestety — posiadamy obrazków z życia miejskiego, wystarczy jednak przeczytać Worek Judaszem) S. F. Klonowica, by znaleźć tam mnóstwo szczegółów dotyczących dawnego folkloru więziennego i katowskiego, szczegółów, które w postaci skamielin językowych w rodzaju „pal go sześć” żyją do dzisiaj. Po wiekach, w stuleciach XIX i XX folklor więzienny odżyje w postaci pieśni powstańczych („Czemu tęsknisz za chatą”) i późniejszych rewolucyjnych (^Pieśń robotnicza rewolucyjna polska). A dalej, w przeciwieństwie do wsi, której ludność składała się niemal wyłącznie z rolników, miasto zaludnione przez ludzi różnych zawodów, stosunki między nimi utrwalało w anegdotach, pieśniach, przysłowiach, nie zawsze dla danych zawodów korzystnie, zawsze jednak charakterystycznie.
Miasto wreszcie znało uroczystości świeckie i kościelne, obchodzone nieraz bardzo wystawnie. Z pierwszych przypomnieć wystarczy -»comber mięsopustny lub dyngus wielkanocny, krakowskiego ^lajkonika, bractwo kurkowe, czy przeróżne szczegóły z życia cechów, wspomniane choćby w Satyrach M. Bielskiego, a dla nas dziś całkowicie zagadkowe. Z uroczystości zaś kościelnych, ściągających tłumy pątników, jedna przetrwała do naszych czasów, w postaci zresztą zlaicyzowanej, mianowicie odpust na Zielone Swiątjd, urządzany przez kamedułów na Bielanach zarówno krakowskich, jak warszawskich. Dawny odpust z biegiem wieków przekształcił się W festyn, tłumną zabawę ludową.
A wreszcie w obrębie folkloru bogato rozwinęła się pieśń miejska, głównie pieśń przedmieścia, sławiąca krakowskich „antków”, lwowskich „batiarów”, warszawskich „andrusów”. „Antek Felek nosił lody na Bielanach w słońca skrach”, „Na Wysokim Zamku Siedzi ułan z mamku”, „Saska kiempa zielenieje” — oto trzy próbki repertuaru śpiewaków podwórkowych, obejmującego zresztą również ulubione arie operowe i operetkowe, oraz takie czy inne „szlagiery”, popularne piosenki.