Zaakceptowałam swoje wady. Pozwalam sobie na to, by czegoś nie wiedzieć, nie boję się pytać, nie rozumieć. Nie udaję lepszej i mądrzejszej niż jestem.
Jestem świadoma barier, które jeszcze we mnie zostały. Choćby bariery braku zaufania do ludzi, chęci zamykania się we własnym świecie, izolowania się, czy pewnego rodzaju strachu przed mężczyznami. Aleje rozumiem i już nie są aż takie straszne. W momencie, kiedy je znam, mogę wybrać narzędzia do „walki” z nimi i może kiedyś je pokonam.
Wiem, z czego wynika moja potrzeba kontroli i planowania. I moje lęki przed zmianami. Nie mogę powiedzieć, że to się zmieniło, jednak dzięki mojej Przyjaciółce, która pod tym względem jest zupełnie inna niż ja, dostrzegam uroki zachowań odwrotnych. I dzięki temu, że potrafię nazwać swoje „strachy” i znam ich genezę, łatwiej mi się od niej uczyć, choćby spontaniczności czy radości z niespodzianek.
Odrzuciłam rolę „zawsze dorosłej” i wtedy, kiedy mam na to ochotę, zachowuję się jak dziecko. Pozwalam sobie na bałagan, choćby po to, by odpocząć, na odkładanie obowiązków z „natychmiast” na „chwilę później”. I wcale nie jest mi z tym już źle. Nauczyłam się dbać o siebie, tak samo jak o innych. Stałam się ważna sama dla samej siebie, tak jak inni tylko byli dla mnie ważni do tej pory.
Pogodziłam się też wreszcie ze swoimi emocjami. Przede wszystkim już się ich nie boję, nie uciekam, zwłaszcza przed tymi negatywnymi. Przyjmuję je, ale zupełnie inaczej niż wcześniej. W sposób bardziej dojrzały, tak by nie krzywdzić nimi bliskich. Nie zawsze się to udaje, ale przez to, że potrafię je nazwać, potrafię też o nich rozmawiać. Mówić, co czuję i dlaczego. I wyjaśniać to, co wyjaśnienia wymaga. I wreszcie mam poczucie, że są to prawdziwe, czyste emocje.
A co do fizyczności - to też się z nią pogodziłam. Jestem świadoma swoich walorów, a do swoich „braków” nie przywiązuję już takiej wagi. Nie ma sensu, bo tego i tak nie da się już zmienić. I co najbardziej zabawne jest akurat w tym kontekście - że odkąd sama siebie polubiłam, zaczęłam słyszeć komplementy od innych, na temat tego, jak wyglądam. Nigdy w życiu nie usłyszałam tylu ciepłych słów pod swoim adresem, ile przez ostatni rok. I nauczyłam się je przyjmować. Muszę przyznać, że to działa budująco .
Ja i moje relacje
Nie jestem w stanie opisać, jaka to ulga mieć „normalne” relacje z tymi, którzy są dla mnie najbliżsi. Normalne, czyli na jasnych zasadach, opartych na wspólnych wartościach. Wartościach, których obydwie strony są świadome.
To oczywiście nie stało się od razu, potłuczone kawałeczki bardzo długo składały się w jeden obrazek. Ale się udało.
Co najbardziej istotne - uświadomiłam sobie, co jest dla mnie w takich relacjach najważniejsze. Jak się potem okazało - wszystko to, czego nie dostałam od rodziców - szacunek, szczerość, uczciwość, wzajemna troska o siebie i o relacje. A także jasne i otwarte rozmowy. Oczywiście nie zawsze i wszędzie, ale jako podstawa. Zamiast gierek, manipulacji i udawania, które to gryzły mnie okrutnie. Dzięki tej świadomości, mogłam oddzielić prawdziwe, głębokie relacje od tych tymczasowych, powierzchownych. I szybko przestać się przejmować tymi ostatnimi. Zrozumiałam bowiem, że mam prawo wymagać szanowania i przestrzegania moich wartości i mam prawo odrzucić to, co z tymi wartościami nie miało nic wspólnego!
I tak też się stało. Zaoszczędzoną w ten sposób emocjonalną energię, mogłam poświęcić na pielęgnowanie tych relacji, które pozostały. Znalazłam siłę, by walczyć o swoje miejsce w tych relacjach, coś, czego nigdy wcześniej bym nie zrobiła. Wychodząc z założenia, że nie lubię rywalizacji i upominania się o to, co „moje”, na co uczciwie zapracowałam, poddałabym się przy pierwszym podejściu. A tak, udało mi się uratować to i owo .
I jeszcze jedno zrozumiałam - że nie muszę zdobywać sympatii każdej napotkanej osoby. Że mogę być sobą, taką, jaką jestem naprawdę, a nie taką, jaką inni chcieliby mnie widzieć. Najważniejsza stała się akceptacja ludzi, których cenię. A ci akurat zdążyli poznać moje wady oraz zalety i odwzajemniali mój dla nich szacunek. Resztą przestałam się przejmować, mając już świadomość swoich wartości.
DDA Autoportret _ 59