Rozwijam się duchowo, wyjeżdżam - poznaję inne kultury, re-ligie, światopoglądy, kuchnie, alkohole. Lubię słuchać radia, czytać książki, słuchać muzyki, oglądać fdmy, czytać poezję, chodzić po górach. Lubię rozmawiać z ludźmi i umawiam się z mężczyznami na długie dyskusje i smaczne przyjemności, nie uciekam - chyba, że od tych, od których chcę uciec.
Bywam smutna, zmęczona, zniechęcona, wściekła. Akceptuję te uczucia i nawet wiem, że są mi potrzebne.
Mam swoje pragnienia, mam swoje cele - jedne konsekwentnie realizuję, o innych zapominam następnego dnia. Dużo śpię. Po prostu fajnie mi się żyje i tak planuję dalej.
Jagoda
Od jakiś ośmiu lat wiedziałam, że potrzebuję pomocy, aby rozliczyć się z przeszłością. Moja motywacja do pójścia na terapię była osłabiona tzw. „dobrą sytuacją zewnętrzną”. Układało mi się (jak wielu DDA, chociaż wtedy uważałam, że jestem wyjątkiem): mieszkałam w miejscu, o którym marzyłam; zdobyłam pracę, do której od wielu lat aspirowałam; a przede wszystkim byłam w bezpiecznym, trwałym związku - zakochana w interesującym, twórczym, wrażliwym człowieku, który nie miał nic wspólnego z problemem alkoholowym. To co mi przypominało o problemach z przeszłości, to nieumiejętność cieszenia się np. z drobnych, codziennych spraw, brak radości na co dzień. Mogłam o sobie powiedzieć, że jestem szczęśliwa, ale nie radosna. No i to uczucie bycia gorszym. Zawsze. Poczucie, że nie zasługuję na różne rzeczy. Samoocena równa zeru. Dopadający znienacka ból i poczucie bycia skrzywdzonym. Myślałam, że to było za mało, żeby zgłosić się po pomoc. Chodziło „tylko” o poprawę jakości życia, o lepsze samopoczucie.
Nie lubię mówić o tym, co mnie skłoniło do terapii (nawet na grupie nie mówiłam o tym otwarcie). Przyszedł kryzys w moim związku. Kryzys ów trwał krótko, nawet bardzo, ale był dla mnie tak dużym szokiem, że skłonił mnie do podjęcia decyzji o małżeństwie (czego wcześniej nie chciałam zrobić) i zgłoszeniu się na terapię. Obie rzeczy zrobiłam dopiero za rok.
Pracuję jako „pomagacz”. Po raz któryś z rzędu motywowałam osobę uzależnioną do zgłoszenia się na terapię. Jej opór był naprawdę duży i nagle usłyszałam w głowie własne myśli: „Ty hipo-krytko, a co z tobą? Decyzję o terapii podjęłaś rok temu i co do tej pory zrobiłaś?” Wróciłam do domu, otworzyłam książkę telefo-
71
DDA Autoportret