86 WYSPIAŃSKI W LABIRYNCIE TEATRU
ga na tym, że aby oczyścić Mickiewicza z deformacji, Wyspiański sięga po język Słowackiego.
Zanim jego Konrad przez lekko uchylone drzwi wszedł w 1902 roku na scenę teatru krakowskiego, istniał w innej zupełnie „przestrzeni wieczystych głusz" (I, w. 49), gdzie przykuty łańcuchem, był „gwiazdą stałą, niebios niewolnicą" (w. 43). Żeby podjąć swoje zadanie, musiał się wyrwać niebiosom, stać się gwiazdą wolną, zmienić kierunek lotu. I w jego losie sprawdzają się słowa Archanioła z Przygotowania do Kordiana:
Onego czasu, jedna z gwiazd wiecznego gmachu Obłąkała się w drodze, jam ją zgonił lotem, Czułem w dłoni jej serce bijące z przestrachu,
Jak serce ptaka ludzkim dotkniętego grotem.4
(w. 282-285)
I te następne:
Lud konał... gwiazda gasła... za gwiazdą leciałem -Lud skonał...
Czas, byś go podniósł, Boże, lub gromem dokonał.
(w. 295-297)
Pojawienie się Konrada na scenie poprzedza lot przez bezkresne obszary niebios - też „obłąkał się lotem"? Sam opowiada o swoim gwałtownym lądowaniu: „i spadłem" (I, w. 51). Spadł jak Kordian z niosących go nad Polskę chmur. A przecież spadł niepewny swojej misji:
To powolny, to rzutny, to zapalny, to smutny, w mowę własną dziwnie zasłuchany.
(I, w. 31-33)
4 Warto też pamiętać, że podobny obraz pojawił się już w Legionie, gdzie Makryna Mieczyslawska tak lituje się nad Mickiewiczem:
Serce w tobie boleje rozpaczą, nie pomogą, serc nie przeinaczą; bo ze sercem trzeba jak z ptaszyną, jeno troską żywiona matczyną, jeno we swym szczęśliwa gniazdeńku, bo ze sercem trzeba pomaleńku.
(Legion, DZ t. III, Kraków 1958, sc. IV, w. 105-110)
i wrócił w Akropolis:
Matko, matuchno, ptaszę w dłoni; człowiecze bije serce.
(Akropolis, DZ t. VII, Kraków 1959, akt I, w. 296-297)
Rok 1 902 to już nie był czas na emfatyczne wołanie: „Polacy!!!" (Kordian, II, w. 299). Teraz nie dało się ich porwać za sobą siłą przekonania, nie można było niczego zrobić za nich, bo najgroźniejszy nie był wróg zewnętrzny. Niewola zdeformowała postawy i reakcje współczesnych. Trzeba było ich zmienić, wykorzystując działanie sztuki teatru, który powinien poruszać sumienia. Konrad wyrwał się niebiosom, żeby wyzwolić lud konający pod ciężarem wzniosłych i nieskutecznych haseł oraz wygodnych protez zastępujących prawdziwe życie, żeby przywrócić mu samodzielność. To pewnie nawet trudniejsze niż zabicie cara. Swoje działania zaczyna wydając Robotnikom następujące polecenie: „ktobykolwiek był na waszej drodze, przystąpicie nieubłagalni i podporę wyrwiecie, o którą wsparty, i bel weźmiecie, którym się ogrodzą i otoczą - i rzućcie precz, jako odrzuca się i odciska rumowisko, śmieć i łachy a rupiecie stargane" (I, w. 121-1 25). Konrad Wyspiańskiego wie - i tym najbardziej różni się od swego Mickiewiczowskiego imiennika - że walczy przeciwko społeczeństwu o jego tożsamość. W świecie Wyzwolenia nie ma tyranów i zaborców, jest wewnętrzna akceptacja zniewolenia ozdobiona patosem abstrakcyjnych ideałów.
Człowiek niechętnie rezygnuje ze spokoju. Zanim jeszcze dojdzie do bezpośredniej walki z Geniuszem, gwiezdne pochodzenie Konrada zdeterminuje jej konsekwencje i zdecyduje o jego losie. Pod koniec drugiego aktu bohater Wyzwolenia z płonącą pochodnią w ręku dopiero przystępuje do rozstrzygającego, jak mu się wydaje, starcia, ale
autor dramatu w didaskaliach już zapowiada daremność jego wysiłków:
/
Cdy straci żarów świętą siłę, choćby w ofierze dla narodu, mniema, że ogniem go ocali — dościgną mściwe Erynije,
doścignie Sęp wiecznego głodu: wieczyście dalej, co jest dalej? co będzie dalej, za wiek, wieki?
Im bliższy wiedzy, tym daleki,
coraz to dalej bieży, leci: ogniem się własnym spala - świeci!
To są te gwiazdy, co spadają w noc. Patrzycie w nie: — Znikają.
(II, w. 1600-1611)