168
K. Granice
niemota Mikołaja, bo jego lubecka mowa na nic się nie zdała, aż dotarliśmy do Brunszwiku".
Niełatwo jest dziś ustalić; po czym poznawano granice w innych krajach Europy. Wiadomo skądjnąd, że komisje graniczne sypały kopce, określały charakterystyczne punkty. Miejscowi mieszkańcy doskonale wiedzieli, komu płacą podatki i czyja władza w danym miejscu decyduje. Nie było jednak ograniczeń ruchu na styku państw, ani gęsto rozmieszczonych znaków. Interesowało to szczególnie Teodora Hulewicza. Przejeżdżając granicę Czech i Frankonii, dostrzegł .kopiec wielki usypany ad lormam wału quadratowego*. Granicę bawarsko--habsburską (wjazd do Tyrolu na drodze Augsburg-łnnsbruck) stanowiła brama, przez którą przepuszczano podobno dopiero po otrzymani! polecenia z Innsbrucku. Dalej w kierunku Włoch granice krain wyznacza mowa i obyczaj, kilka mil od Bolzano .poczynają już i chłopi po włosku mówić".
Dość często wspominają turyści granicę Królestwa Neapolu (w posiadaniu Habsburgów hiszpańskich) i Państwa Papieskiego.-t|apB łaciński wycięty w kamieniu wieścił tam ku północy: .Przybyszu! Tu granice Królestwa Neapolitańskiego. Jeśli przybywasz jako przyiaad, zastaniesz wszystko w spokoju, a z dobrymi prawami, dobreobyczaje'.
Szczególnie cenną wiadomość zostawił z połowy XVII stulecia Erik Dahlberg. W roku 1654 wybrał się z Wiednia do Turcji, ale groźba wojny na ziemiach węgierskich zmusiła go do zawrócenia. Dzięki temu dwukrotnie przebył granicę habsbursko-turecką.
JPo stronie chrześcijańskiej stoją dwugłowe orły. Na piersi biała tarcza, a na niej czerwony krzyż z napisem: In hocsigno vinces (Pod tym znakiem zwyciężysz). O strzał z pistoletu stoją dwa inne słupy po stronie tureckiej z półksiężycami i jakimiś literami tureckimi, które mają oznaczać tyle mniej więcej: Donec totum impleat orbem (Aż cały ogarnie świat)". Między tymi punktami granicznymi trębacz (podoficer) cesarski przekazał podróżnych pod opiekę trębacza sułtańskiego. Dahlberg założył sobie paszport za pióro na turbanie, który odtąd bezpieczniej było stale nosić. Cdy granica cesarsko-sułtańska obfitowała w symbole propagandowe (zjawisko skądinąd nieznane aż do czasów Berlina w latach zimnej wojny), symbole triumfalne pojawiały się chyba także na innych granicach. W każdym razie Dahlbere zapamiętał łuk triumfalny na granicy Królestwa Neapolu i Państwa Kościelnego. Może zresztą dlatego, że tam właśnie musiał sie wvln.mć bandzie opryszków". ę wykuP,c
ad) wielki problem stanowił paszport. Istniały ^tSiedn e konieczne, inne przydatne przy prze-cM^ j&pdrtem nazywano wówczas odpowiednik dzisiej-^SeSina^lazd. Wplektórych krajach potrzebne Ś^^ienawyjazd, adworzanie, arystokraci dostawali je od króla;bylo tó pozwolenie, łaska, ale zarazem jakby podróż miała przecież przygotować do służby ristmej WęWloszech trudno było wjechać do jakiegoś miasta, nie jtwwsy świadectwa zśowia "z poprzedniego miejsca pobytu. Wiade pożądany, czasem najważniejszy, bywał list polecający od ugoafflmriiĘ osoby.
baególnlepoważnie traktowano kontrolę dokumentów w portach tina/u la Manche-a to ze względu na znaczenie tej strefy (Dunkierka hiszpańska, Calais od roku 1558 francuskie, w latach 1596-1598 hiszpańskie) i na obawy Anglików przed infiltracją agentów obcych moaistw i jezuitów.
B jadących na kontynent kontrola zaczynała się w Dover, a starania o zezwolenie na wyjazd - w Londynie. Nie ulega wątpliwości, że procedura ulegała zmianom, przedstawię przebieg tych spraw momencie najbardziej zawiłym, w czasie angielskiej wojny domowej.
Cbs mają najlepsi narratorzy. Najpierw Lady Fanshawe. lej mąż - przypominam - zagorzały rojalista, po zwycięstwie ramentu wydostał się do Francji. Wezwał do siebie żonę i troje dzieci.
Wjechałam, gdy tylko mogłam przygotować pieniądze i inne rzeczy niezbędne, z moją trójką, dziewczyną i służącym. Nie mogłam pchać bez paszportu i dlatego poszłam do kuzyna Henr/ego Neville'a z Sądu Najwyższego. Powiedziałam, że proszę go o pomoc w sprawie paszportu. Poszedł do kierownika i wrócił mówiąc, że mąż wydostał się podstępem, a ja dla siebie i dla dzieci pod żadnym warunkiem nie mam się o co starać. Nic na to nie odpowiedziałam, tylko podziękowałam kuzynowi [...1 i wyszłam. Siadłam w drugim pokoju, myśląc, co mam robić, pragnąc by Bóg pomógł mi w tej szczególnej sprawie. Zaczęłam rozumować, że gdy raz odmówią mi wyjazdu, to później będą ostrzejsi przy każdej okazji, a to byłoby dla nas obojga bardzo źle U. Te myśli nasunęły mi taki pomysł. Urząd, gdzie wydawano paszporty, mieścił się w Wal/ingferd ^s^Na^rosae,
- • • „„„lam tam zostawiwszy u Wejścia służącą, która W MIIliii znacznie elegantszą niż ja. Prostacką manierą wyglądała rVj7ia|am człowiekowi, którego zastałam w urzędzie, ze i głosem