łych trzynastu lat miał po temu niejedną okazję. Nie skorzystał z niej, bo nie Polsce zależy na naruszaniu Traktatu Wersalskiego, bo w ten sposób wzrosłaby tylko w Polsce ilość mniejszości narodowych i związane z tym kłopoty. Tak samo na zarzut dążenia do powrotu na łono Rzeszy Gdańszczanin wyjaśniłby, że wcale do tego nie dąży, gdyż wie, że o losach jego małego kraju zadecydować może zwycięstwo Berlina nad Warszawą, że Gdańsk będzie tylko przedmiotem, a nie podmiotem tej walki.
Słuchając tej dyskusji, doszlibyśmy do przekonania, że obie strony bronią pozycji w ogóle nie-atakowanych — oraz, że to, co stanowi właściwą treść sporu polsko-gdańskiego, nie są to bynajmniej postulaty nie do pogodzenia.
W Polsce istnieje bardzo słuszne przekonanie, że nasza polityka gdańska nie była bez pomyłek. Ale wymienia się ich zazwyczaj cały szereg, drobiazgowych, szczegółowych, zapominając o najistotniejszym, jedynym wielkim błędzie. Błędem tym było, że nasze podejście do Gdańska w 1919 r. było absolutnie takie samo jak tlo reszty b. zaboru niemieckiego.
Odzyskując ten zabór dzięki powstaniu i traktatom, byliśmy zdecydowani nie tylko do zerwania z państwem niemieckim, ale i z żywiołem niemieckim. Było to zupełnie zrozumiałe: żywioł ów był w olbrzymiej większości sztucznym nalotem, osadzonym przez Hakatę i ustawy wywłaszczeniowe. Sekundował urzędnikowi pruskiemu w wypieraniu polskości, żył tradycją walki z
Polską. Odniemczenie najrdzenniejszych ziem Polski dokonało się też niemal samo.
Wyodrębniony od reszty zaboru, jako „wolne miasto”, Gdańsk nie został objęty tą akcją. Zdołał się uchować, tak jak uchował swe zabytki śred-niowieczne. „Gdybyśmy go byli dostali, byłby dziś równie polski jak Bydgoszcz lub Toruń” -takie się słyszy nieraz zdanie. To właśnie jest błąd.
Między „niemieckością” Bydgoszczy lub Torunia a niemieckością Gdańska istnieje zasadnicza różnica. Niemieckość tamtych była - powiedzieliśmy — sztucznym, kilkudziesięcioletnim zaledwie nalotem. Niemieckość Gdańska sięga historycznych początków miasta. Ale przy tym jest to na ziemiach Ezplitej ten jedyny bodaj kąt, gdzie niemieckość posiada tradycję współpracy z Polską. Mimo pozorów, była od tamtej diametralnie różna i różne powinno było być nasze do niej podejście. Nie zajmując Gdańska, winniśmy byli tym wyraźniej zaznaczyć, że nawet gdyby go nam dano, to uszanowalibyśmy jego naturalny charakter niemiecki w imię owych tradycji.
W nowej książce F. W. Oertzena „Polen an der Arbeit” jest obrazek, gdzie dwóch handlowców gdańskich, przybitych „wojną celną” z Polską, zastanawia się nad tym, czyby nie należało podjąć współpracy z Polską. Autor „Das ist Polen” nie byłby sobą, gdyby swym bohaterom nie wtłoczył odpowiedzi negatywnej. „Nie!” —odpowiadają polskiej „pokusie”. I tłumaczą dlaczego. Oto - ich zdaniem — celem polityki polskiej w Gdańsku jest polonizacja jego ludności, usunięcie języka niemieckiego ze szkół, urzędów, szyldów. Na to
75