Wysoki Komisarz, hrabia Gravina, żywo interesuje się Szanghajem, bardzo żywo Mandżurią. Och, nie tym Gdańskiem. Jeśli w Szanghaju jest też taki delegat League of Nations, zapewne on z kolei interesuje się... Gdańskiem.
W hotelu „Continental”, hotelu „polskim”, jestem trzy razy wieczorem i za każdym spotykam pokazanego mi dr. Grossa. Dr Gross jest socjalistycznym posłem na sejm Wolnego Miasta. „Continental” nie jest gdańską „Adrią” ani gdańskim Hotelem Europejskim. I Niemców tu niemal nie ma. Cóż więc tak ciągnie dr. Grossa? Ano... dr. Grossa pobito w jednej kawiarni i wytłuezono w jednej restauracji. „Continental” jest zaś hotelem polskim, niejako eksterytorialnym. Więc wysiaduje tu z przyjaciółką, na spokojnej kanapce, pan poseł gdański.
Ścierają się tu bojówki, mają miejsce samosądy. Polacy są lżeni, napadani, bici, pozbawiani pracy. Chodzą, ściszonym ze zgrozy głosem opowiadane, wieści o gwałceniach, jak w Saragossie „Popiołów”, jak z inwazją rosyjską. Każdy Polak jest tu zarejestrowany na listach niemieckiego terroru. Gdzie mieszku i gdzie pracuje, czy w rodzinie są kobiety, którędy idzie do pracy i wraca do domu. Terror.
Ale taki sam, nie! gorszy jest wśród samych Niemców. Partie — to wrogie obozy, to walka. To uwertura do rzeczy, na którą się tu czeka, jak na burzę, gdy zbyt jest parno, zbyt duszno... Tu co dzień się czeka. Na co czoka? Wiadomo jedno, że na wybuch. A czy ten wybuch to będzie hitlerowski zamach stanu, czy uliczna wojna domowa, czy przywrócenie ładu przez wojsko polskie —nie wiadomo, nie wiadomo, nie wiadomo. Każdy tydzień
94
kryzysu wzmaga tu bezrobotnych; każde ociąganie się, opóźnianie w Niemczech rewolucji odprowadza do Wolnego Miasta, jak ściek, co gorętsze elementy bezrobotnych, kondotierów dziś czarnej swastyki, jutro czerwonego sztandaru.
Tak, jak jest, może być jeszcze czas jakiś, nie może być długo. Cóż znaczy rzekome chwilowe „odprężenie” z Polską? Dwa świstki papieru o tym, że Wolne Miasto i Rzplita nie będą wzajemnie bojkotować swych towarów. Zbyt długo, zbyt dużo i zbyt wielkie popełniono Lu błędy. Zbyt głęboko i dalej w nie się brnie.
Człowiek, co to mówił, mieszka w Gdańsku od 1920 roku. Jest Rosjaninem, był korespondentem prasy petersburskiej w Wiedniu w 1914 roku. Widział w życiu dwa wybuchy rewolucji i jeden wojny światowej. Jakieś dziwaczne Fatum kazało mu asystować tym zdarzeniom. Dziś jest w Gdańsku. Czyżby po raz czwarty — Fatum...?
Mówię o błędzie Gdańska
Bo Gdańsk miał błąd. Błędem zasadniczym było to, że zdarzeń 1918 roku nie umiał przez długich kilka lat objąć realnie.
Zdarzenia te pociągnęły:
1. Polityczne wyodrębnienie Gdańska bez jego woli.
Gdańsk nie zrozumiał, że jego powrót do Rzeszy nie zadecyduje się w Gdańsku, ale zadecyduje się bez niego w jakiejś przyszłej walce między Berlinem a Warszawą. Gdańsk nie zrozumiał dalej, że traktatu zawartego po najkrwawszej w dziejach hekatombie nie będzie się zmieniało, jak
95