wzmacniał się w Polsce ó wczesnej element mieszczański, racjonalistyczny, pozytywny, pasując się z ryzykanctwem i niepohamowaniem szlacheckim. Właśnie tu, pod polskimi rządami, potrafił rozkwitnąć i wybujać. Popatrzcie na miasta Prus Wschodnich, na Elbląg, na pusty Malbork, na Sztum, miasta ponure, jednostajne, zakrzepłe i skarlałe, miasta przeznaczone na klasztory wojennych ludzi, na nudę prowincjonalnych garnizonów, na poligony koszarowej musztry! Z jakim trudem mogła się tam lęgnąć chłodna myśl Kanta! Z jakim naturalnym odruchem ciążył ku Polsce Heidelberg i Warmia racjonalistycznego kanonika Kopernika! Jakżeż naturalnie był Gdańsk kolebką rodziny Schopenhauera! Jakże to zrozumiałe, że bronił się przeciw Prusom, że emigrował stąd wszystkim co było najbardziej wolne, najbardziej - gdańskie. Jak organicznie kojarzyła się na tym brzegu morskim Polska z wolnością. Jak płodny był ten sojusz. Jak niemożliwy do utrzymania, gdy głód wolności ustał. I jak to jednak pięknie, nad grobem wolnego miasta, u polsko-niemieckich rozstajów, ku chwale Polski przypomnieć.
Wiązano to miasto jakże często z wielkimi miastami Bałtyku i wielkimi portami Hanzy, z Bremą, Szczecinem, Lubeką, Hamburgiem, Rewlem, Sztokholmem. Wieki klęsk polskich zamuliły dawne inne związki, podały w zapomnienie taką wewnętrzną polską Hanzę, z Warszawą i Sandomierzem, z Brześciem i Uściługiem wołyńskim, sięgającą głęboko w trzewia rozległych ziem polskich, łączącą się aż z wielkimi szlakami wodnymi moskiewskiej Rusi przez podmokły świat Pry-peci. Nim omszało tradycją i spatyniało bogactwem wieków, było naprawdę wielkim oknem dla całego świata, oknetn, którym przeciągały wichry potężniejsze niż te, jakie w dni niepogody zawie-wają mokrym chłodem od spleśniałych kanałów Motławy. Potem zamurowano to okno. Ziemie, które przez nie na świat daleki patrzyły, zaczęły pozierać na świat przez inne okna, przez adriatycki Triest i czarnomorską Odessę, przez Rygę, a nawet Hamburg. Rozdrapano i rozdzielono dziedzictwo gdańskie. A gdy „dziedzictwo gdańskie”, choć w części na nowo się zrosło, okno gdańskie pozostało zamurowane i martwe. Trzeba było na pustym wybrzeżu nowe sobie okno wybijać. I Gdańsk był już wtedy przeszłością tylko. Przeszłością była ta wolność mieszczańska, ni kościołowi nie uległa, ni królom. Port gdański zawiały piaski z wschodniopruskiej Sambii. Sam Gdańsk zawiały inne, wschodniopruskie, jałowe piaski...
Dzień tak mi zeszedł w tym Gdańsku, gdzie krok po starych płytach wydzwania i gdzie zegary z wież kościelnych gwarzą gwarą, którą ściszy huk armat. A jednak historia raz jeszcze przysta-nęła nad Gdańskiem. Raz jeszcze wiele ziem naszej strony świata spogląda w owych tygodniach na Gdańsk. Nie tylko Polska. Polska może nawet najmniej. Patrzą na Gdańsk i Rumunia, i Jugosławia, i Grecja, patrzy Turcja i patrzy Bułgaria, zerkają ukradkiem (bo inaczej im nie wolno) dzisiejsze Węgry i dzisiejsza Słowacja. To znaczy wszystkie kraje środkowowschodniej Europy, którym grozi los stania się niemieckim „Lebensraumem”. Gdańsk będzie dla nich sprawdzianem.
114
115