MONOLOG LUDMIRA XXVII
MONOLOG LUDMIRA XXVII
Tak, od dziś dnia porzucam złocone komnaty, przenoszą sią pod' skromne strzechy? tam jeszcze człowiek jest przejrzystym. Ukształcenie za gęstym już werniksem przeciągnęło wyższe towarzystwo. Wszystkie charaktery jednę powierzchowność wzięły? nie ma wydatnych zarysów. Co świat powie, to jest teraz duszą powszechną. Skąpiec dawniej w przenicowanej chodził sukni, trzymał ręce w kieszeni. Teraz sknera sknerą tylko w kącie; troskliwość o mniemanie przemogła miłość złota, i ubogiego hojnie obdarzy, byle świat o tym wiedział. — Zazdrosny gryzie wargi i milczy, tchórz mundur przywdziewa, tyran się pieści — słowem, wszystko zlewa się w kształty przyzwoitości. W każdym człowieku dwie osoby; sceny musiałyby być zawsze podwójne, jak medąle mieć dwie strony. — Komedyja Moliera koniec wzięła (akt I, sc. 2).
Zdania te interpretowano zazwyczaj jako bezpośredni i wyraz poglądów samego Fredry; widziano w nich program I nowoczesnej „komedii^charakterów", która zajęła miejsce f jśzej,,komediLtypów11, reprezentowanej zresztą nie
Jylejprzez Moliera^^co przez j.ego epigonów.___
Sprawa jednakże nie jest tak prosta. Nie tylko dlatego, że budzi opory przypisywanie autorom słów postaci, która bynajmniej nie jest rezonerem: można by się przecież od biedy powołać na niewątpliwe przykłady tego rodzaju interpolacji w innych utworach Fredry (tyrada Orgona . w Dożywociu]). Także dlatego, że z tekstu bynajmniej nie wynika, by poeta postulował owe „podwójne sceny", pozwalające ukazać jednocześnie i maski, i prawdziwe twarze działających postaci. Łudmir, który zresztą planuje nie komedię, lecz powieść, myśli przecież o „porzuceniu" — właśnie w ucieczce przed tą „podwójnością" — „złoconych komnat" i poszukiwaniu „pod skromnymi strzechami" ludzi, co zachowali jeszcze swą pierwotną „przejrzystość". Przede wszystkim jednak z tego względu, że refleksje Lud-mira, nieprzypadkowo umieszczone w ekspozycji sztuki, nie mają charakteru wypowiedzi jednorazowej, okazjonal-