mikach? Interes ftudalów jest oczywisty, ale skąd tak nagła odmiana u humanistówf Czyi nie stąd', źe fuch reformach miał — w ich spodziewaniu — ziścić ideały. luimaiiisiyczue, .czyli przynieść pełne wyzwolenie człowiek<fc że jednak — - cJn&tlą zwycięstwa — realizacja ta okazała się nader rni-zema i cząstkowa? 'tymczasem stary Świat pa pies tto-feudalny zdążył się~zmienić. Zreformowany i oddogmalyzowany, wydał sie on wielu humanistom bliższy niż zarozumiały i metolerancyjny Kościół zreformowany. Powstała zatem paradoksalna sytuacja, że głosiciele postępu abstrakcyjnego i konkretnego znaleźli się w dum przeciwnych obozach i że poematy humanisty Ronsarda przygotowują krucjatę brze-ciw heretykom. Jego Rozprawa o niedoli cz a su tego o rok tylko wyprzedza zakończenie soboru trydenckiego i początek kontrreformacji.
Właściwym jednak tytułem Ronsarda do nieśmiertelności nie są utwory polityczne ani też wcześniejsze od nich Ody (1560) i Hymny (1555), w których spłaca dług wdzięczności swym licznym mecenasom, ani zrodzona — czy raczej poroniona — na zlecenie Karola IX epopeja F r an c j a d a (1572), dzieje syna Hektorowego Astianaksa, który, uszedłszy — jak Wergiliański Eneasz — z płonącej 'Troi, przybija do ujścia Loary, aby dać początek dynastii królów francuskich. Właściwy Ronsard jest gdzie indziej — w piosenkach, w „odeletkach”, w sonetach zwłaszcza, w całej tej historii jego miłosnych uczuć, której etapy znaczone są imionami „okrutnych piękności*: Kasandry, Marii, Heleny. Okrucieństwo ich tłumaczy się — nawiasem mówiąc — także i tym, że postrzyiony za młodu na kleryka i korzystający z duchownych prebend poeta nie mógł wchodzić jako konkurent w rachubę. Jakikolwiek jednak był doraźny sukces tych utworów, wyraz w nich znalazło to, co u Ronsarda najistotniejsze: nowy ideał piętóia,~ jaki' świtał jego pokoleniu.
Czyżby jednak nowy?^Oryginalne nie są tu ani myśli, ani
T
obrazy. Rżycie jest krótkie i trzeba go używać, póki czas'” y-tę główną z Ronsardowskich refleksji znamy juz z Horacego.' Co do obrazów zaś, brał je zewsząd: od Greków i od Rzymian, od Petrarki i nawet od średniowiecznego Nauageriusa. Nowe są w jego utworach tylko zapach i kolor: cierpki1, RoUicellowski^źapach przedwiośnia i kolor, purpurowy lub zlotyTtenśam co u malarzy Quattrocenta. Kontur jego -wierszy bywa~jeszcze z bizantyńska sztywny, słownictwo tu i ówdzie po średniowiecznemu zdrobniale. Wszystko to przypomina ćwierkanie ptasie na prześwitującym jeszcze drze-wie, które dopiero jutro okryje się ulistwieniem. Inaczej mówiąc, o smaku Ronsardowskiej poezji stanowi jej umieszczenie między prymitywem a klasycyzmem.
Dwoje młodych tłumaczy, Lech Emfazy Stefański i Magdalena Wroncka, których przekłady — obok dwu Staff ow-skich — złożyły silę na zbiór niniejszy, tym -właśnie różni się od siebie, że pierwszy widzi w Ronsardzie prymitywa, gdy druga — klasyka. Tamten wydobywa archaiczną naiwność jego poezji, ta — jej krąglość i mistrzostwo. Dwie te koncepcje ujmują więc poetę od dwu stron: od strony tego, co go poprzedza, i tego, co po nim następuje. Podwójne to oś-wietlenie pozwoli — sądzę — tym lepiej dojrzeć czytelnikowi na tle wieków pełną postać Ronsarda.
Artur Sandauer