HANKA Zostaw to. Adam. Zostaw to. ja zbiorę. Panie Szymonie, niech pan przyniesie śmietniczkę. Jest w kuchni, zaraz za drzwiami.
SZYMON (podnosi się i kładzie lalkę na krawędzi stołu) Za drzwiami?... (wychodzi)
TADEUSZ (spokojnie lecz stanowczo) Ja to zbiorę. Ja stłukłem i ja zbiorę, (pa-łrzęc na Adama) On tu jest gościem. Jest gościem i nie będzie zbierał szkła z podłogi, (pochyla się, zaczyna zbierać)
ADAM (przepychając się z Tadeuszem) Nie zawracaj głowy. Zajmij się żoną, a te skorupy zostaw mnie. (na widok wracającego Szymona) Panie Szymonie, niech mi pan pomoże.
SZYMON (przykuca ze śmietniczką) Na szufelkę-.
TADEUSZ (rozpycha obydwu) Odejdźcie stąd...
ADAM (zbierając) O nie, nie- mój drogi, (podnosi pojedyńcze odłamki) Tutaj, panie Szymonie-, o i tutaj-. •
SZYMON Ostrożnie...
HANKA Czy wyście powariowali? Rozdeptujecie tylko szkło. Całe szczęście, że nie widzą tego nasze dzieci.
TADEUSZ Odejdźcie stąd!.- (rozpycha ich łokciami i zbiera szkło w garść)
HANKA (nadaremnie próbuje złapać w locie spadającą ze stołu lalkę) Aj, jej, jej.-! Tego jeszcze brakowało.-
ADAM (na czworakach) Co tam znowu?
HANKA Lalka... Cała w pomarańczówce. (podnosi i z niesmakiem strząsa z niej lepki płyn)
LALKA Tata™ tata...
TADEUSZ (syknąwszy wyprostowuje się nagle; chwilę stoi pobladły na środku pokoju, trzymając się za palec) A niech to jasny szlag!
HANKA (otrzepując lalkę) Co się stało?
ADAM Skaleczył się.
SZYMON (ze śmietniczką w ręce) Fatalnie się skaleczył.
HANKA (wstrząśnięta widokiem krwawiącego palca) Mmmm... mh! Mówiłam, żeby nic nie podnosił. Poczekaj, to trzeba jakąś jodyną... (rzuca lalkę na kanapę)
LALKA Tata™ tata™
ADAM Bandaż! Prędzej bandaż!
TADEUSZ Nie trzeba. Wystarczy mi chustka, (szuka lewą ręką po kieszeniach nowego garnituru. Wreszcie przypomina sobie, że to nie ten. Macha ze zniecierpliwieniem dłonią i zaczyna grzebać po kieszeniach Szymonowi. Znajduje u niego chustkę i wyciąga ją) Masz, owiąż mi palec.
SZYMON To brudna. Lepszy byłby bandaż.
TADEUSZ Sam wiem, co lepsze. Zawiązuj! (Szymon w pośpiechu kładzie śmietniczkę na stole i okręca Tadeuszowi palec) Ściągnij! Mocniej!
HANKA Niech pan tam nic nie ściąga. Zaraz coś tu znajdę. (otwiera kredens i szpera w nim gorączkowo) O Boże, nie mam zupełnie niczego. Był tutaj spirytus, (wyciąga monopolową butelkę) ale wysechł. To są te nasze korki.
Adam czyni ruch pełen niezadowolenia. Wolałby, żeby Tadeusz nie widział tej butelki. Szczególnie w obecnej sytuacji. Nie robi jednak nic, żeby ukryć ją przed jego wzrokiem.
ADAM (do Hanki) Idź do sąsiadów. Oni coś będą mieli.
TADEUSZ Nie. Nigdzie nie pójdziesz!
HANKA (chowając butelkę) Dlaczego?
TADEUSZ Powiedziałem, nigdzie nie pójdziesz. Nie mam .ochoty padać w objęcia sąsiadów.
HANKA Ale kto ci każe padać? To przecież ja mam pójść a nie ty.
TADEUSZ Obojętne czy ja im wpadnę w ramiona, czy Oni wpadną tu... Nie wszyscy muszą wiedzieć, że wysechł ci spirytus... ani też o tym. że wróciłem.
HANKA I tak pewnie widzieli cię przez okno.
TADEUSZ Nie widzieli.
HANKA Skąd wiesz?
TADEUSZ Ostrzegliby cię.
HANKA Przed czym?
TADEUSZ Przede mną. Ostrzegliby cię i Adam zdążyłby jeszcze wyjść—
ADAM ...Przez balkon...
HANKA (do Tadeusza) Oszalałeś?! (do Adama) Nie prowokuj go!
ADAM Przepraszam... przez drzwi.
TADEUSZ ...które mi otworzył. On, zamiast moich dzieci. Gdzie one są?
HANKA O Boże, mówiłam Już... U ciotki.
Szymon zorientował się, że położył śmietniczkę na niewłaściwym miejscu. Za- • biera ją ze stołu i przykucnąwszy podejmuje z podłogi resztki potłuczonego szkła.
HANKA Wyjechały wczoraj i dzisiaj mają wrócić. Zresztą pojedziemy po nie.
A l tak się szczęśliwie złożyło, źe zastałeś nas w domu. Mógłbyś przecież nie zastać nikogo. To ja powinnam mieć do ciebie pretensję, że nie wydałeś telegramu. Dlaczego tego nte zrobiłeś? Wyszłabym z dziećmi na dworzec.
TADEUSZ Chciałem wam zrobić niespodziankę.
HANKA Wysyłając telegram także zrobiłbyś niespodziankę. Wydawałoby ml się, że mam cię już w domu wcześniej o cały Jeden dzień. Wiesz co znaczy jeden dzień dla mnie, która czekała tyle lat?
TADEUSZ Wiem. I dlatego nie powinienem był robić żadnych niespodzianek.
ADAM Nie wygłupiaj się. Krzywdzisz mnie. I to w obecności nowego przyjaciela.
TADEUSZ To nie jest nowy przyjaciel. Znamy się od lat. Ma prawo wiedzieć, co się tutaj stało, (do zajętego zbieraniem, Szymona) Zostaw to szkło.
SZYMON Już kończę.
HANKA (na wpół z płaczem) Przysięgam ci, Tadeusz, że nic się nie stało. Do późna w nocy rozmawialiśmy o tobie. Wyłącznie o tobie... Wiesz przecież, źe spodziewaliśmy się ciebie lada dzień. Wczoraj Adamowi udało się załatwić ostatecznie tę pracę, o której pisałam ci w liście. Od trzech miesięcy robiliśmy wszystko, żeby™ żeby™
TADEUSZ ™żeby mnie urządzić.
HANKA Tadeusz™ och Tadeusz!
Adam czyni gwałtowny ruch i zderza, się z Szymonem, który trzyma śmietniczkę z potłuczonym szkłem. Cała zawartość śmietniczki spada ponownie z brzękiem na podłogę.
ADAM Przepraszam™ Przepraszam pana najmocniej-.
SZYMON Nie szkodzi. Zaraz zbiorę. (zgarnia nogą)
HANKA Co ty masz zamiąr zrobić, Adam?
ADAM Nic. Wychodzę. Widzę, że dzisiaj już niczego nie wyjaśnimy. On jest bardzo rozdrażniony. Rozumiem go. Nigdy nie sietfeiałem w więzieniu i nie wiem, jak sam zachowałbym się w takiej sytuacji, (do Tadeusza) Tylko jej me zabij, ty... Otello. I zadzwoń do mnie. jak się pozbędziesz podejrzeń. Ale nie zwleką} zanadto. Zaprzepaścisz wszystko, cośmy dotąd zdołali załatwić. O pracę wcale nie jest tak łatwo, (wychodzi do przedpokoju)
SZYMON Pani Hanko, gdzie można wysypać te skorupy?
HANKA Och, panie Szymonie™ Niech pan to tu zostawi.
SZYMON Wyniosę, (wychodzi do kuchni)
HANKA (wóla za nim) Tam za drzwiami jest wiadro!
Po wyjściu Szymona zalega cisza. Tadeusz gwiżdże przygnębiony. Hanka zbiera^ ze stołu, suszy ściereczką obrus w miejscach, gdzie rozlano toódkę. Adam zakłada płaszcz w przedpokoju. Nie spieszy się jednak. Zachowuje się tak, jakby miał ochotę wrócić. Szymon toychodzi do niego z kuchni przez drzwi prowadzące bezpośrednio do przedpokoju.
ADAM Jeszcze raz najmocniej przepraszam.
SZYMON Ależ nie szkodzi, (spogląda na zegarek)
ADĄM Która u pana godzina?
SZYMON Kwadrans po dziesiątej. Ale nie jestem pewny™
ADAM Dobrze, dobrze... Mój zawsze się spieszy, (reguluje zegarek i spogląda ku drzwiom pokoju jakby w nadziei, że ktoś jeszcze po niego wyjdzie. Znowu
>• przenosi wzrok na Szymona i śmieje się nienaturalnie) I był pan świadkiem, wygnania Adama z raju. Tylko™ (wskazuje w stronę drzwi) to nie jeąt Ewa a Desdemona. Zna pan Szekspira?
SZYMON Znam.