SZYMON Nie wiem, pani Hanko. Sam nie wiem. Może to będzie zbyt uciążliwe... Nie chciałbym... Chociaż jeśli tam jest las... to ja sobie... O tak. tak to bardzo chętnie. Zawsze myślałem o tym, że Jak wyjdę, to pójdę pracować jako drwal. TADEUSZ (ponuro) He... he...
RANKA Piękny las. I mnóstwo konwalii. Całe łany. I pachną nieprawdopodobnie.
Zupełnie Jakby się weszło do perfumerii. Prawda Tadziu?
TADEUSZ Mhm..
HANKA (do Szymona) Jeździliśmy tam w każdą niedzielę. Nawet w niepogodę I przywoziliśmy takie pęki kwiatów.
SZYMON (widząc, że Hanka stale trzyma papierosa) Ja jednak wyskoczę...
HANKA Jeśli pan tak chce... Tadziu, to będzie ostatni papieros. Pozwolisz mi? Tadeusz wzrusza ramionami, Hanka wyjmuje pieniądze z torebki i podaje Szymonowi.
HANKA Tam za rogiem jest kiosk. Zaraz na prawo. Musiał go pan widzieć. I niech pan 'weźmie od razu „Płomyk", (widząc, że Szymon nie bardzo rozumie) Takie pisemko dla dzieci. Dwa egzemplarze, (do Tadeusza) Oni się strasznie kłócą.
TADEUSZ (uśmiecha się z zadowoleniem) Taaak?...
'HANKA Okropnie.
■SZYMON (bardzo ostrożnie trzyma bankmjt) „Płomyk” i zapałki... (wychodzi) :HANKA A może nie chcesz, żebym paliła? Bo Jurek to na mnie za to krzyczy.
(odkłada papierosa, bierze leżącą na kanapie lalkę i niesie do wózka)
LALKA Tata... tata—
TADEUSZ Zostaw tę lalkę.
HANKA Nie lubisz jej. wiem. A Kasia ją bardzo lubi. Nie dlatego, że to od Adama, tylko dlatego, że mówi to, co mówi. (kładzie lalkę w wózku) Nawet mnie nie pocałowałeś.
TADEUSZ Pocałowałem. Przy powitaniu.
HANKA Nie myśl już o tym.
TADEUSZ O czym?
HANKA O tym, o czym myślisz. Co byś nie myślał, zawsze byłam sama. Tylko sama, (ukradkiem przegląda się w lustrze) Tadziu, jak ja "wyglądam?
TADEUSZ A jak masz wyglądać?
HANKA Lubiłeś mnie -w tym płaszczu.
TADEUSZ Lubiłem cię. Chyba trochę spłowiał, nie?
HANKA Spłowiał, tak. Ale czy jest mi w nim nadal dobrze?
TADEUSZ jJeśli ci było kiedyś dobrze, to dlaczego teraz ma być źle?
HANKA Och, jak ty nic nie rozumiesz. To było temu tyle lat... Zmieniłam się. TADEUSZ (przygląda się jej uważniej) Trochę—
HANKA (z lękiem w glosie) Trochę?-.
TADEUSZ Trochę, ale nie bardzo.
HANKA (z ożywieniem) Nie bardzo?... O Boże, nie masz pojęcia, jak ja sie bałam. TADEUSZ Czego?
HANKA Ze wrócisz, a ja będę już taka— taka zmieniona. Ale chyba jeszcze jakoś wyglądam, prawda? No powiedz, wyglądam czy nie?
TADEUSZ Wyglądasz.
HANKA (pólżartem) I nie poszukasz sobie innej? Takiej— takiej jak ja byłam kiedyś?— r
TADEUSZ Nie pleć głupstw. Bardzo twarzowy płaszcz. Podobasz mi się w nim
5ak?“* (zbUża ** do niego) I ty też mi się podobałeś. Bardzo.
iJKUh/, ja? łxi6uy?
HANKA Dzisiaj.
TADEUSZ Dzisiaj?
HAłOCA Tak. Byłeś taki rozgniewany U groźny, (sięgą -ręka do stołu) Chcesz 3 solko. . |Sg ,
TADEUSZ Nie.
HANKA Ale to słodkie. Nie próbowałeś, chcesz? ' -V TADEUSZ Nie.
Nagle Hanka wybucha płaczem. Jest to wielki przejmujący płacz, którv naaro-madzdnę przez lata oczekiwania a tfW typi zbyt długim, śniadaniu na-
taisł jak chmura i znalazł nareMzde .tiAŁme? I
TADEUSZ Co ty?... Czego ty plączesz?
HANKA (oparłszy mu głową na piersi zachłystuje sią Izami) Jakie to wszystko piękne! Jakie piękne!
TADEUSZ Co?
HANKA Wszystko. Twój powrót i w ogóle... Nasze dzieci...
TADEUSZ Chciałbym je czym prędzej zobaczyć.
HANKA Zobaczysz... Mamy cudowne dzieci. Nie wiesz nawet jak one na deble czekały. Zaraz tam pojedziemy.
TADEUSZ Pojedziemy. Ale czego ty płaczesz?
HANKA Nie wiem... nie wiem... Sama nie wiem.
Wraca Szymon z płomykami” w ręce. Zamyka za sobą drzwi, spuszcza zamek i kieruje sią przez hall w stroną pokoju. W chwili, kiedy ma wejii, słyszy płacz Hanki. Zatrzymuje sią. zastanawia. Na jego twarzy odbija sią nagłe postanowienie. Kładzie na komodzie „PłomykiV, zapałki i resztą pieniędzy, chwyta walizką i chce wyjść. Przystaje jednak jakby sobie coś przypomniał.
, jdaszynka”, Pociąga rąką po twarzy, po podbródku, zastanawiając sią czym wobec tego będzie sią golił. Znowu zamierza wejść do pokoju i znowu rozmyśla sią. Spogląda na zegarek. ,JDwadaeścia cztery godzinni’. Kręci głową jakby nie mogąc sią temu nadziwić. Następnie podchodzi do komody i po chwili zastanowienia odlicza kilka drobniaków, które chowa do kieszeni. Wyjmuje z walizki pastą do ząbów i pisze nią rui lustrze czytając równocześnie rui glos:
SZYMON Wzią-lem dwa zło-te... Być mo-że za wie-Ie, ale nie wiem... przecinek, ile kosz-tu-je bi-let tram-wa-jowy„ (przerzuca przez ramią płaszcz, bierze kapelusz, walizkę i wychodzi ostrożnie, po cichu zamykając za sobą drzwi)
TADEUSZ (zbliża sią do płaczącej Hanki) Zdejmij płaszcz.
HANKA (unosi głową) Mamy przecież wyjść.
TADEUSZ Wyjdziemy™ ale na razie zdejmij, (rozpina jej guziki) -Zatańczymy.
HANKA Teraz?-.
TADEUSZ Teraz-, tak.
Pomaga jej zdjąć płaszcz, przemiesza go na poręczy fotela, podchodzi do adap-teru, i nastawia go, płyta zaczyna szumieć; Tadeusz zbliża sią do Hanki, pociąga ją; Hanka jedną rąką obejmuje go wpół, drugą rozpina mu marynarką,
HANKA Nie możesz pojechać w tej marynarce. Zaraz przyszyję ci guziki. (Tadeusz nic nie odpowiada, przygarnia ją mocniej do siebie)
Na proscenium wychodzi Szymon z walizką, zatrzymuje się i stoi chwilą nie wiedząc, w którą stronę się udać. Kiedy rusza, zza kulis daje sią słyszeć głos.
GŁOS DreckiL.
SZYMON (pręży się na baczność) -.Szymon, syn Stanisława!...
Za jego plecami pojawia sią Adam. . _
ADAM (śmieje się cierpko) Przepraszam™ głupi dowcip. Ma pan gdzie spać? (Szymon kręci głową) Tak przypuszczałem. Od samego rana. piz> puszczałem, że nie będzie pan miał dziś noclegu, (przygląda mu sią tak, jakby chciał odgadnąć jego myśli) Hałas, co?... Trafnie pan ta określił. Bezustanny i nieskończony. I nie ma już bramy, za którą by sprzedawano słodkie irysy, (czyni ruch jakby chciał jeszcze coś wiedzieć lecz z rezygnacją macha rąką) Pójdzie pan ze mną kawałek? ■ . ...
Szymon daje się pociągnąć. Przechodzą przez sceną. Kiedy znikają z prosce* nium, z adaptera daje się słyszeć groteskową przygrywką a tuż po mej dziecięcy chórek: V
„Gdzieżeś ty bywał czarny baranie, czarny baranie?.-odpowiada mu baryton:
„We młynie, we młynie, mój mości panie „We młynie, we młynie, mój mości panie™ itd.
Tadeusz i Hanka z wielką powagą kręcą sią w takt muzyki. Powoli Spada
kurtyna