UW_______________ . .
— Napalcie, kumo. w piecu do Chleba. Trata dziewczynłc zadać na dobre poty. to Ją odejdzie.
Wdowa napaliła w piecu. Jak się patrzy, t wygarnęła węgie czekając dakuych rozkazów.
—£no. teraz — rzekła machorka — położyć dziewuchę na aoanowęl desce I wsadzić Ją w piec na trzy Zdrowaśkl. Ozdro-wttye wnet. Jakby kto ręką odjął?.
iztntnki pokdono Rozalię na sosnowej desce (Antek patrzył aa to z rqgu tzby) I wsadzono Ją. nogami naprzód, do pieca. Dmrwczyna. gdy Ją gorąco owiało, ocknęła się.
— Matulu, co wy ze mną robicie? — zawołała.
— dcIgi głupia, to cl przecie wyjdzie na zdrowie.
Juz ją wsunęły baby do połowy; dziewczyna poczęła się rzucać Jak ryba w sieci. Uderzyła znachorkę. schwyciła matkę obu rękami za szyję 1 wniebogłosy krzyczała:
—A dyć wy mnie spalicie, matulu!...
Już Ją rałkirm wsunięto, piec założono deską i baby poczęty odmawiać trzy Zdrowaśkl...
— Zdrowaś Panno Marlo, łaski pełna...
— Matulu! matulu moja!... — Jęczała nieszczęśliwa dziewczyna. — O. matulu!...
— Pan z tobą. błogosławiona^ ty między niewiastami... Teraz Antek podbiegł do pieca i schwycił matkę za spódnicę.
— Matulu! — zawołał z płaczem — a dyć ją tam na śmierć sabok!...
Ale tyle tylko zyskał, że dostał w łeb. ażeby nie przeszkadzał odmawiać Zdrowasiek. Jakoś 1 chora przestała bić w deskę. rzucać się 1 krzyczeć. Trzy Zdrowaśkl odmówiono, deskę odstawiono.
H pśeca'1&aFfrtrp ze skórą czerwoną, gdzieniegdzie oblazią.
— Jezu! — krzyknęła matka ujrzawszy dziewczynę niepodobną do kadzi.
1 tald og^rnąłją żal za dzieckiem, że ledwie pomogłazna-cborce przenieść zwłoki na tapczan. Potem uklękła na_środku Izby lbyąc^cnrą w klepisko, wołała:
— Oj! Grzegorzewa!... A cóż wyście najlepszego zrobili!... Znachorka była markotna.
— Et!... cicho byście lepiej byli. Wy może myślicie, że dzie-wuazysko od gorąca tak oczerwlenlało? To tak z niej choroba
wylazła. Ino te trochę za prędko, więc 1 umorzyła niebogę. To wszystko przecie z mocy boskie).
We wsl_n!kt nie wiedział o przyczynie śmierci Rozalii. Utaarta "fawaucKT— Co trudno. WidaS f*^uiTjakhyft pJFze-znaczone. Alboż Th 'Jedno dziecko co rok we wsi umiera, 'sprzede zawsze Ich jest pełno!
Na trzeci dzień włożono Rozalię w święto zhebłowaną trumienkę z czarnym krzyżem, trumnę ustawiono w gnojownicach 1 powieziono dwoma wołami za wieś, tam. gdzie nad zapadniętymi mogiłami czuwają spróchnlafe krzyże 1 błałokore brasy. Na nierównej drodze trumienka skrzywiła się trochę na bok. a Antek trzymający się fałdów spódnicy matczynej Idąc za wozem myślał:
.Musi tam być śle Rozalce, kiedy się tak poprawia 1 na bok przewraca!...”
Potem — pokropił ksiądz trumnę święconą wodą. czterech parobków spuściło ją na szalach do grobu, przywaliło ziemią — 1 tyle wszystkiego.
Wzgórza z lasem szumiącym 1 te. na których krzaki rosły, zostały tam. gdzie były. Pastusi Jak dawniej grali na fujarkach w dolinie 1 życie szło. wciąż szło swoją koleją, choć we wsi nie stało jednej dziewuchy.
Przez tydzień mówiono o niej, potem zapomniano i opusz-czono świeży groo, na Którym tylko wiatr wzdychał i świergotały polne koniki.
A Jeszcze potem spadł śnieg 1 nawet koniki wystraszył.
W zimie gospodarskie dzleclchodziły do szkoły. A że z Antka AK spodziewała"'się matka żadnej pomocy w gospodarstwie, raczej zawadę. więc poradziwszy się kuma Andrzeja postanowiła oddać chłopcaTErnaukę.----'
— A czy mnie we szkole nauczą wiatraki budować? — pytał Antek.
— Oho! nauczą dę nawet w kancelarii pisać, byłeś ino był chętny.
Wzięła tedy wdowa czterdzieści groszy w węzełek, chłopca w garść i ze strachem poszła do nauczyciela. Wszedłszy do izby zastała go. Jak sobie łatał stary kożuch. Pokłoniła mu się do nóg, doręczyła przyniesione pieniądze 1 rzekła:
— Kłaniam się też panu profesorowi 1 ślicznie proszę, żeby mi wielmożny pan tego oto wlsusa wziął do nauki, a ręki na niego nie żałował Jak rodzony ojciec...