xc
PARODIA I PAS02YTNICTW0
PARODIA I PAS02YTNICTW0
XCX
JULIUSZ II
f...) Względność, mój synu, oto jedyna mądrość i w życiu i w filozofii. Ja sam byłem absolutystą; mój Boże, któż z po. rządnych ludzi nim nie był? Ale czasy minęły. Tak samo jait teraz nie rozumiecie tego, że nie każdy stwór dwunogi, zna. jący Marksa lub Sorela, jest najwyższym w ziemskiej hic. rarchii Istnień, tak samo nie rozumiecie, że ja np. i wyd dwa odrębne gatunki istot, a nie tylko odmiany człowieczego rodzaju. Jedna Sztuka, mimo perwersji, utrzymała się na wj. sok ości'.
Ostrość definicji — nieraz żartobliwych — i dosad-ność przykładów przypominają czasem rozmowy zawodowe uczonych czy artystów. Znamienna jest zarówno łatwość porozumienia, jak bezceremonialna poglądo-wość wywodu.
W stylistyce dramatów wyróżniają się dalej repliki szczególnie komedianckie, parodiujące wyraźnie romantyczną czy młodopolską frazeologię stanów ducho- | wych i wewnętrznych mąk. Przykładów dostarcza każ- | da właściwie sztuka Witkacego: {
FIZDEJKO
[...) Chciałbym być wszystkim: objąć cały wszechświat, zdobył wszelką wiedzę zupełnie sam — po raz pierwszy. Przekleństwo pożartych kultur dławi mnie jak zmora. Chciałbym tei być artystą we wszystkich rodzajach sztuki i sam stworzył wszystko, co tylko było i może być przez wieczność całą w sztukach tych stworzone. Chciałbym być jednocześnie żebrakiem i tym, który rzuca mu z nadmiaru bogactwa maną sztukę złota. Chciałbym żyć własnymi trzewiami i pożreć są do ostatniej kości, a potem rozbłysnąć duchem we wszystkich mgławicach i słońcach nieskończonej, amorficznej przestrzeni1.
I I wreszcie — jawna drwina czy „zgrywa”, bądź po sztubacku wesoła, bądź pełna głuchej wściekłości, jak w Szewcach:
-■ •_^_z.___________. .. ______■ V
I CZELADNIK
z zaciśniętymi zębami
Obyście w złą godzinę tego nie wypowiedzieli, wiejskie chamy, krnąbrne i konserwatywne, czyli tak zwani kmiotkowie narodowi. W zęby wam się zachciało? Cooo??
KMIOTEK
„buńczucznie”
Mimo to, w przeświadczeniu głębokim o wielkiej misji naszej po upadku szlachetczyzny i wylęgłej na niej potworkowatej, nowotworowej arystokracji naszej — że niby się arystokratycznie w kratkę odziewali i z angielska nosili...*
Wszystkie te style spokrewnią jedno: to mianowicie, że uniemożliwiają rozgraniczenie powagi i drwiny w wypowiedzi. Właśnie dlatego, że odwołują się do wzoru czy „sztancy” zgranej, zużytej i powszechnie znanej.
Jest jednak coś ważniejszego jeszcze. Jak wiadomo,ś* wszyscy ludzie Witkacego — jeśli tylko zasługują na miano ludzi — myślą wyłącznie o osiągnięciu intensywności wrażeń i zaznaniu dziwności istnienia. Dlatego też budują sobie „sztuczne jaźnie”: inaczej mówiąc, chcą stać się kimś innym, niż są, zagrać efektowną i osobliwą rolę. | Tymczasem każdy aktor potrzebuje wzoru, modelu, który mógłby naśladować. Jest to zapewne główna przyczyna, dla której Witkacy bez żenady podrabia i parodiuje literacką czy piśmienniczą tradycję. Podrabia przede wszystkim — w typologii Dostaci albo, ściślej, „ról”, które postacie podejmują. Wszystkie te role są niesłychanie tandetne, niewątpliwie świadomie. Chcąc pokazać, że postacie „udają”, „grają komedię” — Witkacy kazał im naśladować wzory najbardziej zdarte, konwencjonalne, wręcz sznurowate.
| Mątwa, s' 135.
7 Janulka, córka Fizdejki, s. 225.
f
• Szewcy, s. 474—475.