Więzień ściska kolejno rękę Naczelnikowi, potem Sierimtóma Policjantowi i wychodzi• Policjant odwraca się przepisowymi tet wychodzi- Naczelnik i Sierżant pozostają w milczeniu. Nagle zk oknem przeraźliwy okrzyk Więźnia, już z ulicy.
WIĘZIEŃ (niewidoczny; za oknem) — Niech żyje nasz Infant i Jego Wuj Regent!!!
Naczelnik Policji (ukrywa twarz w dłoniach, załamując się) — Boże, Boże...
SIERŻANT (marzycielsko) — Może by go sprowokowadJM
AKT n
Rzecz dzieje się w ognisku domowym Prowokatora. Na ścianie [ znajome portrety Infanta i Jego Wuja Regenta oraz portret ślubny i Sierżanta-Prowokatora i jego tony. Drzwi, okno (dobrze widocz-I ne). Stół, dwa krzesła. Manekin, a na nim kompletny, bardzo ‘ staranny mundur sierżanta policji z licznymi orderami. Tut obok mały parawanik, spod którego widać buty z cholewami. Fikus, i może palma. Mały stolik, na nim ciężarek do gimnastyki (tzw. hantla). Żona Prowokatora. Naczelnik jak w akcie I — ale zamaskowany, płaszcz z kapturem narzucony na mundur. Przy szabli.
NACZELNIK Policji (w kapturze nasuniętym na oczy) — Dzień dobry pani. Mąż w domu?
Prowokatorowa 19 Jeszcze nie wrócił ze służby.
Naczelnik Policji — Nie wrócił ze służby? O ile wiem, dzisiaj wypada mu dzień wolny.
PROWOKATOROWA — Ale on nie lubi wolnego. Pan do niego w jakiej sprawie? (,Naczelnik wychodzi na środek pokoju, odrzuca kaptur) ...Pan naczelnik!
Naczelnik Policji — Tssss... Nie tak głośno. Mąż nie mówił, kiedy wróci?
Prowokatorowa ■— Nie. Poszedł na miasto prowokować z własnej chęci. Kto wie, jak długo mu zejdzie.
Naczelnik Policji — Proszę sobie nie przeszkadzać. Pani, jak widzę, szyje.