Więzień — Tak jest.
Naczelnik Policji (niechętnie) — No dobrze. Teraz pros* spojrzeć na naszego Infanta. Mały, co?
WIĘZIEŃ — Jak każde dziecko.
Naczelnik Policji — Chcieliście powiedzieć: gówniara cali
WIĘZIEŃ — Panie naczelniku! Gdyby nie pański mnnJ i ranga, zacząłbym podejrzewać, że pan ma rację. Ale jeżeli;sam naczelnik policji mówi, że nasz młodociany władca jest gównisS to takie zdanie nigdy, przenigdy nie może być prawdą. Gdylty mi to powiedział kupiec czy kamieniarz na gościńcu, możaj zacząłbym się wahać. Ale szef policji! Nie! To mnie tyłka utwierdza w najwyższej czci i podziwie dla osoby naszeM Infanta i... ma się rozumieć — także dla Jego Wuja RegentąM
Naczelnik, zmęczony, siada z powrotem. Za to Więzień wstająM podchodzi do biurka i przejmuje inicjatywę.
Więzień — Niech pan mi wierzy. Zerwałem z moim dawnym# błędnym, antypaństwowym poglądem. Przyczyny mojej przemi«| ny są dwojakiego rodzaju, nazwałbym je zewnętrznymi 1' we-wnętrznymi, i właśnie ta dwojakość jest rękojmią tej właśnie głębt| i trwałości mojej ewolucji, o które panu chodzi, w słusznej troscem parne naczelniku, o moje dobro. Przyczyny zewnętrzne to właśnie! te, o których już trochę mówiliśmy, to wszechstronny , rozwój naszego kraju, o którym można się przekonać, choćby wziąwszy do ręki pierwszą lepszą gazetę. Niech pan się rozejrzy dookoła. Niech pan nie chowa głowy w piasek przed osiągnięcian®j| W kraju jest źle? Wystarczy wziąć dla przykładu choćby pańską pensję, zęby dostrzec bezpodstawność takich narzekań. Słoweni, stałem się entuzjastą i nie ukrywam tego. (Więzień siada, przy-sunawszy sobie krzesło do biurka. Ton bardziej poufny) Jeśli jednak pan wątpi, czy pobudki natury ogólnej mogą być dostatecznie silne, żeby zagwarantować nieodwracalność mojej reedu-- to przedstawię panu inne pobudki, te, które określam jako wewnętrzne i niejako bardziej osobiste. Widzi pan, ja od dziecka nie zaznałem, co to ład i porządek, szczytny cel i dyscyplina. Ciągle tylko wolność i wolność. Ta, żeby tak powiedzieć jednostajność strawy duchowej zaspokoiła tylko część mojej jaźni. Uczucie oburzenia na rygor, wola przeciwstawienia się
ograniczeniom i autorytetom — tak, tego miałem w bród. Ale w ciągu tych lat powstał we mnie pewien niedosyt. Przyszedłem do przekonania, że jestem w pewien sposób człowiekiem upośledzonym. Ja, wolny buntownik, wzór spiskowców, doszedłem do osobliwej nostalgii. Jak to — pytałem się siebie — dlaczego los mnie okaleczył, pozbawił radosnego doznania zgody, poddania, lojalności, miłego poczucia jedności z władzą, błogiego przyzwalania na spełnianie się nieuchronności politycznych, z tą dodatkową przyjemnością, że nie trudząc się powoływaniem tych nieuchronności, zadowalam się akceptacją, mając jednocześnie całe, dobrze działające na samopoczucie — przekonanie o swojej aktywności? Byłem niepełnym człowiekiem, panie naczelniku, aż wreszcie zrozumiałem, że jeszcze nie jest zbyt późno. Tak, właśnie nadszedł czas, kiedy moje pierwsze ja, buntownicze i dociekliwe — obumarło na skutek przesycenia, a obudziło się to drugie i pełnym głosem zażądało należnego mu pokarmu — radosnej i spokojnej zgody, skwapliwej nadziei, pokoju, jaki płynie z pełnego dołączenia się. Radosna pewność, że rządy naszego Infanta i Jego Wuja Regenta (obaj wstają, potem siadają) są tak samo dobre, mądre, cnotliwe jak my sami, daje nam uczucia rozkoszne i nie znane biednym, ograniczonym w ich negacji, a tym samym nie dopełnionym w ich człowieczeństwie indywidualistom. Ja dopiero teraz osiągnąłem pełnię, panie naczelniku. Oto jestem ostatnim więźniem w tym kraju, rozkwitłym i na wskroś lojalnym. Ostatnia skaza na błękicie rządów naszego Infanta i Jego Wuja Regenta. Jeden kruk, który czernią swoich skrzydeł plami czystą tęczę naszej państwowości. To tylko dla mnie utrzymuje się jeszcze policję, to tylko z mojego powodu nie można rozpuścić do domu sędziów i strażników. Pustką stojące więzienia przerobić na przedszkola. Tylko z mojego powodu pan musi tutaj tkwić, panie naczelniku, w tym dusznym biurze, zamiast puścić się na łąki, na pola, hen, z wędką albo i strzelbą, zrzuciwszy ten krępujący mundur. Więc oświadczam, panie naczelniku — wygraliście. Policja spełniła do końca swoją misję. Ostatni, który miał coś za złe rządowi, składa broń i nie pragnie niczego innego, jak tylko przyłączyć się jak najprędzej do chóru wszystkich obywateli śpiewających „hosanna” naszemu Infantowi i Jego Wujowi Regentowi. Po raz pierwszy w dziejach świata ideał porządku w państwie został dosłownie urzeczywist-