Podobnie w opisach przeżyć religijnych materiałem porównań i przenośni będzie przyroda. Więcej! — będzie ona na swój sposób uczestniczyć w świe. cie ludzi, przystosowując do jego charakteru swój nastrój:
Nadszedł Dzień Zaduszny, szary, bezsloneczny i martwy, że nawet wiatr nie przegamial aeschłymi badylami ni chwiał drzewami, co stały ciężko pochylone nad ziemią...
Bolesna, głucha cisza przygnietła świat1.
Cichość z nagła objęła kościół, jakby tego zwiesnowcgo przypołudnia, kiej to słońce przypiecze poła, wiater ustanie i przygięte zboża se kłosami gwarzą, a jeno gdziesik wysoko, pod niebem modrym skowronkowe pieśni słodko podzwaniają...2 3 4
| Świat przeżyć religijnych wtapia się w przyrodę, życie przyrody nabiera cech religijnego misterium. 1 w końcu musimy zapytać wręcz, czy owo dość częste porównywanie słońca do hostii nie jest czymś więcej niż tylko porównaniem: czy nie nawiązuje ono do prastarego ubóstwienia słońca jako źródła życia. Symbolika czerpiąca z motywów liturgii katolickiej wprowadza nas w świat pojęć i odczuć przedchrześcijańskich, przenosi w epokę, kiedy ziemią władały bóstwa z niej właśnie zrodzone, będące symbolizacjami sił przyrody, bóstwa telluryczne. W religii chłopskiej barwny, nastrojowy element katolickiej liturgii staje się formą treści przedchrześcijańskich, tellurycznych. Stąd właśnie doniosłość obrzędu, który dla chłopa posiada znaczenie nie tylko kultowo-symboliczne, ale i realno-magiczne: jest próbą bezpośredniego oddziaływania na potęgi nadludzkie, zapewnienia sobie ich życzliwości. Stąd zarazem skłonność do uczłowieczenia tych potęg, wypływająca z pragnienia łatwiejszego nawiązywania z nimi kontaktu.
Zważmy, że Reymont traktuje przyrodę animistycznie i w porównaniach np. często przejawy jej uczłowiecza :J
Chałupy trzeszczały, bo raz wichura parła barami ściany, tłukła o węgły, podważała okapy, za przyciesie się brała, w drzwi tłukła jakby łbem...3
[..-1 a świat zwolna otulał się w madrawą a lutą płachtę nocy...*
[...] a tu dzień wlókł się tak wolno, kiej ten dziadek po błoci?5
siarka rozitiawiąjąca z Mai-Basku- Rysunek Leonarda
Stare to było, schuchrane i słabe, iż się widziała jako ta wierzba przydrożna, pokrzywiona, spróchniała, co to się już ledwie tłi i domiera w piachach1.
Niemoc ją ogarnęła, niemoc ogromna, cicha i bolesna, tak strasznie bolesna, że nawet płakać nie mogła, nie miała sił, trzęsła się ino w sobie jako ta drzewina drętwiejąca z zimna, co ani uciecze od męki, ni poratunku uprosi, ni obronić się poradzi — jako ta drzewina skrzytwiala Hancyna dusza-.
1 Tamże, T. łl, s. 9.
I Tamże, T. I, s. 241. 6
65
Tamże, T. I, s. 134.
Tamże, T. II, s. 99.
Tamże, T. I, s. 214.
Tamże, T. I, s. 311.
Tamże, T. I, s. 106.
— Wl. Si. Reymont