Własne sumienie Antka, własne jego uczucie, własna wy. obrainia przemawiają tu głosem zbiorowości, głosem gromady, plbakoinita to scena, kapitalnym skrótem metaforycznym po. PpNjtca, » nie zewnątrz nas, ale wewnątrz przebiega granica między jednostką a społeczeństwem, między naszym „ja” I naszym „my": ta wieś, która osacza Antka, która mu grozi |Hg|p go, to uzewnętrznienie przyswojonych zasobów świa-doroości panadjednostkowej, gromadzkiej, w odcięciu od któ-H Jego osobowość rozpływa się, gubi. Redukuje się ona ii splotu instynktów i reakcji pozbawionych organizującej i hie-nrchizującej więzi, już niemal tylko biologicznych, wśród których szamocze się bezradnie świadomość utraty wewnętrznego ładu i sensu, zagwarantowanego przez afirmujące współuczestnictwo w zorganizowanym życiu zbiorowości.
O tym współuczestnictwie decyduje zaś nie wzajemne upodobnienie się ludzi, ale specyficzny styl życiowy gospodarza--rolnika. Styl ten, wyznaczony charakterem pracy zawodowej, warunkami życia rodzinnego i zbiorowego oraz ciążeniem od-[ wiecznej tradycji kulturowej, stał się tak jednolity i tak mocno \wrósł w samą naturę mentalności chłopskiej, że stworzył ze wspólnoty wiejskiej jednolitą, zwartą całość psychosocjalną. Panuje on tak wszechwładnie nad życiem duchowym wsi, że wszelkie indywidualne wybryki i wykroczenia, spory i kłótnie sąsiedzkie, pieniackie procesy, rodzinne walka o działy, posagi, zapisy wydają się chwilowymi zakłóceniami stałej równowagi i jednolitości
Nawet zjawisko ekonomicznej przewagi bogatszych nad uboższymi i ich wyzysku (o czym mówiliśmy w rozdziale IV) nie rozbija wrażenia owej jednolitości. Nasuwa po prostu analogię między porządkiem panującym na wsi na przełomie XIX i XX wieku a dawnym feudalizmem, z jego hierarchiczną organizacją społeczeństwa oraz wynikającymi z niej ekonomicznymi uprzywilejowaniami i upośledzeniami. Przedstawiony w Chłopach stan rzeczy sprawia wręcz wrażenie jakiegoś anachronicznego przedłużenia przyswojonych swoiście przez środowisko wiejskie średniowiecznych form ustrojowych aż w czasy nie-
mai nam współczesne. Wrażenie to pogłębia fakt, że, jak już wspominaliśmy, nawet większość biedoty uważa ten stan rzeczy za naturalny. Dlatego lipecka wspólnota gromadzka może istnieć i formować egzystencję zbiorowości wiejskiej pomimo rozwarstwienia społecznego i nieustannej eksploatacji ekonomicznej najuboższych.
Tę zasadniczą jednolitość i trwałość układu stosunków wiejskich Reymont podkreśla wielokrotnie. Po najdramatyczniej-szych wydarzeniach — czy to będzie pożar brogu, w którym omal nie zginął Antek, czy bitwa o las, czy wesele lub pogrzeb Boryny, czy powrót gospodarzy z więzienia, czy wyświecenie Jagny ze wsi — życie wraca nieuchronnie do normy. Po pożarze brogu wieś wpada w stan zbiorowej histerii, zanosi się wręcz na samosąd nad Jagną i Antkiem, plotkom, komentarzom, deliberacjom nie ma końca od rana do wieczora, ale:
„Tak ano przeszedł on dzień na długo pamiętliwy, nazajutrz zaś wszystko powróciło do dawnego, ciekawość przygasła, gniewy ostygły, wzburzenie się uciszyło i opadło, kużdem znowu wrócił do swojej koleiny, pochylił głowę pod jarzmem i niósł dolę, jak Pan Bóg przykazał, bez oszemrania i z cierzpliwością.
Juścić, że gadano tu i ówdzie o tych zdarzeniach, ale coraz rzadziej i płoniej, bo każdemu bliższe są i pierwsze własne troski a frasunki, jakie dzień każdy z osobna przynosi". (II, 244)
Nie te dramatyczne wydarzenia bowiem, ale normalny ciąg zwykłych dni i pospolitych zajęć to właśnie życie Lipiec:
„Lipce żyły zwykłym, codziennym życiem; a to chrzciny wyprawiali u Wachników; zrękowiny odbywały się u Kłębów, choć i bez muzyki, ale zabawiali się, jak na adwent przystało; to znowu zmarło się komuś, bodajże temu Bartkowi, którego to po kopaniach zięciaszek tak m pobił, że chyrlał, kwękał, aż się i przeniósł do Abramka
na piwo; {...]