page0174

- 173 —

był uczyć dzieci po domach; a lubo mu to przynosiło jakikolwiek dochód, jednakże własne jego nauk na tem cierpiały. Między professorami, ludźmi złego bardzo sposobu życia, znalazł się jeden, nazwiskiem Szmidt, człowiek rzadkiłagodny i przywiązany do swego stanu i uczniów. Pierwszy on postrzegł naturalny talent w Biodzińskim, zaprosił go do siebie na podwieczorek, i wybadywał, a przekonawszy sig o niepospolitych jego zdolnościach do pisania poezyf w polskim jgzyku, zaczaj go namawiać, aby w tym niewdzięcznym (jak mówił j jgzyku mepisał, tylko w niemieckim; • tym końcem dał mu do Czytania poetów niemieckich. Kazimierz przynosił mu z nich przekłady na polskie, aie Szmidt niebył z tego kon-tent. Czuł to biedny młodzieniec, że mu potrzeba wzorów polskich, aby na nich swój jgzyk wykształcił | ale na nieszczęście nigdzie polskich książek niebyło. Uzbierawszy sobie sumkę 10 złotych, znalazł sposnbnosć sprowadzić sobie parę książek z Krakowa. W szkołach zakazane było czytanie ‘.polskich książek; a gdy Prefekt dowiedział się, że Kazimierz sprowadził sobie : Wybór poezyi polskiej ’, dla szkół wydany w Warszawie, i Pawła i W irginię, udał sig do jego stancyi, i mimo próśb i zaklęć młodzieńca, skonfiskował mu takowe. Z jafcłemiż to przeciwnościami musiał walczyć biedny Kazimierz! pragnął nabycia nauki, poznania ojczystego języka, poezyi, historyi , a wszędzie napotykał przeszkody ! nawet

15*