82 Ecce homo
- w których ma on swe lochy i niejako swe ostateczne schronienie. Pochodnia w dłoniach, która daje wcale nie „migotliwe" światło, zostaje z przenikliwą jasnością wświecona w lo podziemie ideału. To wojna, ale wojna bez prochu i dymu, bez wojowniczych postaw, bez patosu i masy poskręcanych kończyn - wszystko to byłoby jeszcze „idealizmem”. Jeden błąd po drugim jest spokojnie układany na lodzie, ideału się nie obala -on zamarza... Tu na przykład zamarza „geniusz”, za rogiem zamarza „święty”, pod grubym soplem zamarza „bohater", na końcu zamarza ..wiara”, tak zwane „przekonanie", również „współczucie" znacznie się ochładza - prawie wszędzie zamarza „rzecz sama w sobie”.
Początki tej książki sięgają tygodni pierwszych spektakli festiwalu w Bayreuth; głębokie poczucie obcości wobec wszystkiego, co mnie tam otaczało, jest jedną z jej przesłanek. Kto ma jakieś pojęcie o tym. jakie wizje już wówczas przebiegały rai drogę, ten może odgadnąć, jak się czułem, przebudziwszy się w Bayreuth pewnego dnia. Zupełnie jakbym śnił... Gdzież ja byłem? Nic rozpoznawałem już niczego, ledwie rozpoznawałem jeszcze Wagnera. Próżno wertowałem swe wspomnienia. Trłbsęhen - odległa wyspu szczęśliwych; ni cienia podobieństwa. Niezrównane dni kładzenia kamienia węgielnego, małe dobrane towarzystwo, które je świętowało i któremu nic trzeba było dopiero życzyć zmysłu do delikatnych r/cc/y; ni cieniu podobieństwa. Co się stało? Przełożono Wagnera na niemiecki! Wagnerzysta zawładnął Wagnerem! Niemiecka sztuka! Niemiecki mistrz! Niemieckie piwo!... My inni. którzyśmy nader dobrze wiedzieli, do jakich wyrafinowanych artystów, do jakiego kosmopolityzmu smaku przemawia wyłącznie sztuka Wagnera, byliśmy zdumieni odnajdując Wagnera obwieszonego niemieckimi „cnotami”. Sądzę, że znam wagnerzystę. „przeżyłem” trzy pokolenia, od świętej pamięci Brcndela. który mylił Wagnera z Heglem. aż po „idealistów" z „Bayreuther Bliii-ter”, którzy mylą Wagnera z nimi samymi - słyszałem wszelkiej postaci wyznania „pięknych dusz" o Wagnerze. Królestwo za mądre słowo! Zaprawdę, towarzystwo, aż włos się jeży na głowie! Gruszka i pietruszka z gracją in infiniiuml Nie brak tam żadnego potworka, antysemitę włączywszy. Biedny Wagner! Na co mu przyszło! Gdy-byż przynajmniej popadł między świnie! Ale między Niemców!... Trzeba by w końcu, potomności ku nauce, jakiegoś prawdziwego bayreuthezyka wypchać, a jeszcze lepiej włożyć do spirytusu, bo brak tam spiritus z pod-pisem: tak wygląda! „duch", na którym oparto.,Rzeszę"... Dość, że wyjechałem w trakcie festiwalu na parę tygodni, zupełnie nagle, mimo iz pewna urocza paryżanka starała się mnie pocieszać; wobec Wagnera usprawiedliwiłem się tylko fatalisiyc/.nym telegramem. W głęboko wśród lasów skrytej mieścinie Hóhmerwuldu, w Klin-genbrunn, obnosiłem ze sobą swą melancholię i pogardę dla Niemców niczym chorobę - i wpisywałem czasem, pod ogólnym tytułem Ltmiesi*, jakieś zdanie do swego notatnika, prawdziwie i w a r d e psychologuu, które może dadzą się jeszcze odnaleźć w Ludzkie arcy-ludzkie.
' Zab. P. Nietzsche. Puma pouniaU 1876-1889. przeł R Bunin. KraJcćw 1994. ł fS-23.