ELEGIA VI —DO ŁAZARZA BONAMIKO
Gdy myślę, ile w mym życiu zawdzięczam Tobie, Łazarzu, to strach mnie ogarnia Jak kogoś, co jest aż tak zadłużony,
Że się przenigdy nie zdoła wypłacić.
Jakże szalony byłbym, gdybym mniemał,
Że zdołam twoim sprostać dobrodziejstwom. Zliczyć je tylko — już byłoby trudno,
Jak zliczyć płatki śniegu, gdy gwałtowny Wicher z północy sypie je na ziemię Z brzemiennej chmury, niby strzępy wełny.
Może więc większość przezornie pominąć?
To, że przywiodłeś mnie do gaju Feba,
Wskazałeś drogi i dróżki, którymi Do czcigodnego Muz domu się idzie I na podniebną górę się wstępuje,
Obmywszy przedtem stopy w czystych źródłach; Że dziewięć panien z bratem Apollinem Ujrzałem, wodę z bezcennego zdroju Piłem... To wszystko, co powinno płonąć Na szczycie pieśni mej, gdybym pominął,
I tak zostanie wiele spraw doniosłych,
Które się głośno domagają sławy.
Cóż więc? Odwdzięczyć się trzeba. Lecz gdybym
Swą moc przekroczyć pragnął, byłbym głupcem. Ogromem twoich zasług przytłoczony,
Upadam, kiedy próbują je dźwignąć.
To, że oddycham, że widzą ojczyzną I bliskich, twoim — po bogach — jest darem. Niedawno (błogo wspominać niedolą)
Leżałem w waszym mieście nieszczęśliwy.
Febra, puchlina, gorączka, dotkliwszy Od samej śmierci wrzód na prawym uchu,
Który mnie głuchym uczynił na długo,
Już mnie do grobu wlokły. W czarnej łodzi Czekając, Charon wyciągał dłoń rdzawą Po swą zapłatę. Wtedy, Bonamiko,
Pierwszy przybiegłeś. Z toni Flegetontu Twoje mnie Tęce wyrwały. Najlepszych Przysłałeś do mnie niezwłocznie lekarzy I wszystko, czego było mi potrzeba.
Nie pozwoliłeś, by jeden dzień minął Bez twojej troski i bez słów pociechy.
Gdy sią wzmocniłem już tak, że sądzono,
Iż mogą jechać konno, zaraz w drogą Kazano ruszać mi z tej okolicy,
Nad którą ciąży nieprzychylne niebo.
Nie mogłem — przykuł mnie tam brak pieniędzy. Kto nie ma groszy, niech nie podróżuje!
Lecz tyś i wtedy pomógł mi pogodnie Zarówno radą, jak i własną kiesą:
Wyprawiasz w drogą, zdobiąc tytułami,
Które niebłahą mają moc wśród ludzi:
O to chodziło ci, by biedny rumak,
Wychudły, w pięknej zabłysnął uprzęży.
39